Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.

Kieron lękał się, jak dzieci to zniosą, szczególnie przeziębione dziewczynki i Carlitos, dla którego kłopoty z tlenem mogły okazać się katastrofalne. Chłopczyk był przez cały czas przytomny. Kiedy Kieron kierował ku niemu zatroskane spojrzenie, uśmiechał się ciepło, a jego duże, lekko skośne oczy ufnie patrzyły na dorosłego mężczyznę. Kieron otulił najmłodsze dzieci, by nie marzły. Przydały się teraz odcięte nogawki, które przezornie schował w plecaku. Sporządził z nich dzieciom osłony na nosy i usta. Nacisnął im mocniej kapelusze, tak by przykrywały uszy, i zawiązał je dokładnie pod brodą. Pablo miał najcieńsze ubranie, a i Antonio oprócz obszernej bluzy Kierona i pary butów nie miał na sobie nic więcej. Naradziwszy się więc, dzieci rozdzieliły między siebie ubrania tak, by każde z nich przykryło wszystkie części ciała. Antonio śmiertelnie się obraził za to, że musiał założyć „dziewczyńskie” majtki, a i Teresa z niezadowoloną miną oddawała jedną ich parę. Ale jak ochronić przed zimnem siedem par drobnych rąk? Przykazał dzieciom surowo, by chowały dłonie w rękawach lub w kieszeniach, gdy tylko to będzie możliwe. W końcu przywiązał Rosę na plecach Manuela, a Carlitosa na plecach Teresy. Sam posadził sobie na barana małego Antonia. Po kolei opasał wszystkich wspólną liną, tak by się nie pogubili w drodze, i ruszyli naprzód. Szli obok siebie szeroko, trzymając się za ręce, z brzegu Manuel, który wyrzucił jedną kulę i stąpał ostrożnie na chorej nodze, obok Esmeralda, Kieron, Pablo i Teresa. Padał coraz gęstszy śnieg, a właściwie drobny grad. Kieron ściskał mocno dłonie Esmeraldy i Pabla, modląc się w duchu, by pogoda nie pogorszyła się jeszcze bardziej. Skały pokryły się śniegiem, na tych wysokościach oprócz potężnych głazów nie było nic, nawet najdrobniejszej roślinności Kieron, mrużąc oczy, popatrzył na zakryte twarzyczki dzieci, które, zaciskając powieki, szły dzielnie naprzód. Carlitos uśmiechał się błogo do Kierona, natomiast Rosa krzyczała wniebogłosy na plecach Manuela. Tymczasem w stolicy Susan snuła się bez celu po zalanej skwarem ulicy. Czuła się okropnie. Przez ostatnie dni ledwie zauważała, co się wokół niej dzieje, bo w głowie tłukła jej się nieustannie jedna myśl: Kieron nie wróci! Leży gdzieś sam, na odludziu, pozbawiony wszelkiej pomocy. Znowu łzy napłynęły jej do oczu. Nosiła w sobie zalążek nowego życia. Miała nadzieję, że dziecko będzie podobne do ojca. Ścisnęła mocniej torebkę, w której ukryła wszystkie zdjęcia zrobione w czasie wspólnych spacerów po mieście. Kilka pstryknął jej Kieron, ale większość ona jemu. Fotografowała jak opętana, nie mogąc się nasycić zgrabnym ciałem ukochanego, które tak ją pociągało, jego cudowną twarzą, którą próbował ukryć pod chłodną maską cynizmu. Te zdjęcia stały się dla niej cenniejsze od złota. Gdy dziecko kiedyś dorośnie, pokaże mu, jak wyglądał jego ojciec - bohater. Gdyby tak wiedziała, gdzie ma swoją siedzibę organizacja broniąca praw Indian! Niestety, nie znała jeszcze dobrze miasta, przebywała tu wszak od niedawna. Poza tym zauważyła w ostatnich dniach, że ktoś ją śledzi. W oknach wystawowych, przy których przystawała, dostrzegła kilkakrotnie odbijającą się niewyraźnie postać, poza tym ktoś rozpytywał o nią dyskretnie w pracy. Susan domyśliła się, że ma to jakiś związek z Kieronem. Całe szczęście, że nie wygadała się przed Rodriquezem, że wie o indiańskich dzieciach. Co prawda Kieron nie wyjawił jej wiele, ale Susan domyśliła się, że Rodriquez z jakiegoś powodu obawia się rozmów na ten temat. Dlatego też bała się zapytać kogokolwiek, gdzie mieści się organizacja obrońców Indian. W biurze zaczęto posyłać jej zdziwione spojrzenia. Dziewczyna zamknęła się całkiem w sobie, spóźniała się, bo zaczęły jej dokuczać poranne nudności. Bała się, że ją w końcu zwolnią. Kieron, Kieron! powtarzała ciągle w myślach. Jakie wszystko wydawało się proste, gdy byliśmy razem. Powinieneś tu teraz trwać przy mnie, pocieszać mnie i opiekować się mną. Potrafisz okazać tyle czułości! Nie było w tobie krzty wyrachowania, nigdy nie opuściłbyś swojej dziewczyny, która spodziewa się dziecka. Czy jeszcze żyjesz? Może leżysz umierający gdzieś daleko na bezdrożach? Susan tak bardzo pragnęła go szukać, ale czy to miałoby jakiś sens? Przecież chodziło o rozległy obszar, a ona w ogóle nie znała tych terenów. Poza tym była odpowiedzialna za dziecko, które nosiła w swym łonie, jego dziecko! Musi je chronić, w imię jego pamięci! Nagle poczuła, że robi jej się słabo, i szybko zawróciła w stronę domu. Kieron stał nieruchomo, otoczony ciasno gromadką dzieci. Znaleźli się w samym sercu śnieżnej nawałnicy. Wiatr smagał ich bezlitośnie, przenikał przez ubrania. Dzieci stopniowo traciły cierpliwość. Chyba po raz setny chował rączki Rosy pod ubranie i otulał pozostałych. Pomóż nam, dobry Boże! powtarzał w duchu. Nie widzieli nic nawet na odległość jednego metra. Wreszcie skończyło się strome podejście i znaleźli się na płaskiej drodze. Dotarli do przełęczy! Kieron zastanawiał się, czy jest bardzo szeroka i czy uda im się przed nocą przejść na drugą stronę. Ubrania trzepotały na wietrze jak chorągiewki, grad zacinał prosto w twarze wędrowców. Dzieci ogarnęło śmiertelne przerażenie, czepiały się nóg swego opiekuna. Nawet Teresa i Manuel zapomnieli, że są „duzi”. Kieron opatulił Carlitosa i Rosę, tak że nie wystawały im nawet czubki nosów, i zawołał głośno, usiłując przekrzyczeć wiatr: - Manuelu, owiń tak samo Antonia! Chłopiec posłuchał go, ale gdy puścił dłoń Kierona, potężny podmuch wiatru przewrócił go na ziemię. O'Donell pochylił się, by podnieść chłopca, który zgubił kulę i cały dygotał z przerażenia. Esmeralda uderzyła w rozpacz, aż Kieron musiał na nią krzyknąć, by się uspokoiła. - Manuelu, przytrzymaj się mojej kurtki, tylko mocno, nie puszczaj. Udało ci się otulić Antonia? - Tak. - A co z tobą, Pablo? - Dobrze - odpowiedział chłopiec. - Ale Teresa, ona ma bardzo zimne ręce! Kieron, ukrywszy w swoich dłoniach zziębnięte ręce dziewczynki, zaczął je mocno rozcierać. - Czy możesz trochę opuścić rękawy? - zawołał do niej. - Nic nie słyszę! - krzyknęła

Tematy

  • ZgĹ‚Ä™bianie indiaĹ„skiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego gĹ‚owa.
  • I Wypełniał też obywatel swój obowiązek względem rodu i rodziny poprzez potomstwo, które miało stanowić kontynuację rodu -201- oraz winne było przyjąć na siebie...
  • Ubrawszy się podszedł do lustra i znowu kichnął tak głośno, że indor, który podszedł w tej chwili do okna – okno zaś było bardzo blisko ziemi – zagulgotał mu nagle coś nader...
  • Szkoda więc było za- chodu, a zresztą marynarze mieli sporo roboty przed zawinięciem do portu i nie mieli zamiaru spełniać nadmiernych wymagań kapryśnych podróżnych i...
  • Ebou Dar było wielkim portem morskim, dysponującym pewnie największą zatoką znanego świata, a jego pirsy niczym długie szare palce wyciągały się od nabrzeża,...
  • Rok temu czytałem tom jego opowiadań i lektura ta zrobiła na mnie takie wrażenie, jakiego od bardzo dawna, od czasów intelektualnego głodu, nie dane mi było...
  • To były pierwsze dni po wejściu sił rozjemczych, w okopach po obu stronach siedziało jeszcze mnóstwo żołnierzy i trzeba było to całe bractwo rozpoznać, policzyć i...
  • Chyba właśnie dlatego, a nie przez wdzięczność za uratowanie siostry, Malgmal nie pozwalał go utrącić, chociaż prawie nie było obiegu, w którym nie próbowano by zniszczyć Hory...
  • Wychowany w Ravensburgu Roo wiedział, że zima może przyjść wcześnie i niespodzianie, ale śniegi mogą też się i spóźnić i tylko bogom było wiadome, jak będzie w tym roku...
  • - Czy żąda pan, abym popełniła pocałunek? Było to świetnie zagrane: figlarna dziewczyna z 1915 roku, która podkpiwa sobie z wiktoriańskiego żarciku; wyglądała absurdalnie i...
  • Tak było w teatrze greckim, w teatrze szekspirowskim i tak jest do dziś...