Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Kolejnym problemem, kto wie czy nie najfatalniejszym, jest fakt, że Internet otwiera wrota - jako ziemia opleciona siecią elektroniczną wyzbytą kontroli i centrów zawiadowczych - wszelkiej działalności - a zatem i takiej, która jest występna, a nawet zbrodnicza. Mafie, camorry, gangi, gangsterzy, oszuści i "impostorzy" wszelkiej maści uzyskują wstęp na arenę informacji na równi z potencjalnymi Einsteinami. W tym samym numerze tygodnika "Der Spiegel", w którym zamieszczono moje mroczne horoskopy internetowe, jest artykuł o computer crime, o występkach komputerowych, z którego przytoczę same tylko nagłówki.
"Co osiem i pół miesiąca, jak mniemają eksperci, podwaja się ilość komputerowych wirusów. Nowe programy sabotażowe pokonują obronę elektroniczną. Odkąd powstały «makrowirusy», wykorzystujące luki zabezpieczeń w nowoczesnych programach przetwarzających teksty, stała się niebezpieczna nawet wymiana digitalnych (numerycznych) dokumentów". Nie idzie "tylko" o fałszowanie kart kredytowych, o straty idące w miliardy dolarów, a przemilczane przez niejedną bankowość dlatego, ponieważ takie wieści mogą przestraszyć i odstraszać zwykłych klientów. Idzie o to, że wirusy "makro" potrafią już udawać "wszystko": a zatem - na przykład - program mający oczyścić nam komputery i (albo) sieć z wirusów "zwykłych". Oczyszcza ją wprawdzie, ale na miejsce usuniętych jednocześnie wprowadza nowe wirusy, które dzięki łącznościowej wszechobecności sieciowych połączeń rozpływają się "wszędzie" i mogą zarażać komputery, które z merytoryczną stroną rzeczy nic wspólnego nie mają. Zaś David J. Stang, kierow-
11
Ryzyko Internetu
nik firmy "Norman Data Defense System", specjalizującej się w wykrywaniu i w obronie przeciw -wirusom komputerowym, powiedział w wywiadzie "tę -wojnę myśmy JUŻ przegrali". Powiedział, że pomiędzy ekspertami w programowaniu coraz to nowych i coraz lepiej "maskowanych" wirusów i ekspertami obrony antywirusowej toczy się bitwa, w której ci pierwsi JUŻ są górą. Jakkolwiek bynajmniej ekspertem ani od wirusów komputerowych, ani od antywirusowych "filtrów" programowych nie jestem, już uprzednio, ledwie pojawiły się pierwsze nadzieje i zachwyty w obliczu wschodzącego nam Internetu, właśnie taki typ zmagań przewidywałem, i to nie dlatego, jakobym był jasnowidzącym futurologiem, ale po prostu dzięki jako takiej znajomości ludzkiej natury. Jeżeli można coś spaskudzić, popsuć, zafałszować, ukraść, sprzeniewierzyć, złudzić, wystrychnąć na dudka, to niezależnie całkiem od tego, czy się taka działalność typu destrukcyjnego i występnego "aktywiście zła" opłaci, czy też dostarczy mu wyłącznie bezinteresownej satysfakcji, że przechytrzył zabezpieczenia, że zniszczył bez osobistego zysku to, co było dla innego cenne, można ze stuprocentową pewnością uznać, iż w nowych formach, nowej technologii, walka Arymana z Ormuzdem, zła z dobrem będzie się toczyła. A to, ponieważ tak było zawsze, ponieważ samoloty oprócz ludzi zrzucały bomby, ponieważ energia atomowa "jaśniejsza od tysiąca słońc" została wiadomo jak użyta, ponieważ tak potrzebny medycynie rentgen Niemcom w Oświęcimiu służył do zabójczego ubezpłodniania kobiet, i tak dalej, i tak dalej - od początku ludzkiego świata.
8
I wreszcie dodać należy do powiedzianego to, co również w wywiadzie dla Niemców zauważyłem. Człowiek posiada "informacyjną przepustowość" obecnie taką samą jak 100 000 lat temu. Kiedy panował nam bardzo silnie obwarowany zakazami informacyjnymi i cenzurą ustrój, jeszcze dawałem sobie jako tako radę z przypływem często "przeszmuglowanych" jakoś wiadomości, których w sumie nie było w owej epoce "diety informacyjnej" wiele. Obecnie, mogąc swobodnie korzystać z tradycyjnych źródeł informacji naukowej, a zatem mając u siebie na bieżąco "Prirodę", "New Scientist", "Scientific American", "American Scientist", "Science
12
Ryzyko Internetu
et Vie", dodatki naukowe pism, jak "International Herald" czy
"Frankfurter Allgemeine", już (chociaż nie tak znów tego wiele) widzę gromadzące mi się na biurku stosy pism, które doszły do mnie, ale których przeczytać i przetrawić nie jestem w stanie. Toteż o ewentualności podłączenia się do Internetu muszę myśleć nie bez zgrozy. Nie dlatego, iżbym obawiał się gołych tyłków żeńskich i innej do złego kuszącej informacji (a nie brak i takiej w Internecie), ale dlatego, ponieważ wiem, że nadmiar tradycyjnej informacji dochodzącej mnie z papieru, a nie z ekranu (monitora) doprowadził do tego, że ja już prawie w ogóle żadnych innych pozycji poza ściśle naukowymi nie czytam, bo mi czasu na te inne już nie staje. I to bez jakichkolwiek fałszywek, wirusów itp.
9
Zjawisko Internetu przypomina poniekąd znany nam z Biblii potop, czyli nadmiar wód, w którym można ze wszystkim utonąć, jeżeli nie zdołamy dla ratunku, jak Noe, zbudować sobie Arki. Ale jak by miała wyglądać "Arka Noego Internetu", łatwo rzec, ale nie sposób myśl taką zrealizować. Oto potrzebne są nam nie sieci bezmyślne, nie utysiąckrotnione telefony, faksy, interakcyjne media, lecz ulokowane w sieci odpowiedniki wartościującej informację inteligencji, które wszystko, co jest informacyjnym śmieciem, pochłaniałyby i jako filtry zezwalały jedynie na przepływ wiadomości oraz wizualnych treści ani nie propagujących zła i głupoty, ani nie szkodzących wszystkiemu, co by mogło stać się dla człowieka pożyteczne. Lecz o takich "wstawkach" w Internet możemy obecnie tylko marzyć.
10
I jest wreszcie dziedzina, w której Internet może się przyczynić do zła o wiele szybciej, łatwiej i pewniej aniżeli do dobra, a chociażby do tak reklamowanej i zalecanej nam rozrywki: jak gdyby życie ludzkie miało uzyskać wartość dopiero porządnie rozbawione! Mam na myśli domenę polityki