Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Opuszczając lokal przeszli obok mężczyzny, który czekał na
nich na tarasie. Siedział pod rozłożonym stolikowym parasolem i
sprawiał wrażenie, że jedyne, co go tak naprawdę interesuje na
całym świecie, to wyścigi konne. Żandarmi zatrzymali się przy
jego stoliku i zdjęli na chwilę czapki, kładąc je obok.
- Ta wielka robota, o której wtedy mówiłem - odezwał się
tamten w ogóle nie patrząc na nich - to ta w Nicei. Żandarmi
wrócili do swojego samochodu.
* * *
W to piątkowe południe w Nicei policja gorączkowo oczekiwała
na przybycie z Paryża Komendanta Głównego, Honoro Gevaudana,
który miał skontrolować wyniki ich działań.
W Szkocji, przebywający tam nadkomisarz Albert Mouray
-czterdziestopięcio letni szef policji w Nicei, musiał właśnie
przerwać swój urlop, spędzany na łowieniu ryb, i pakował już
torby, aby zdążyć na następny lot do Nicei.
W biurze londyńskiego Daily Express jeden z dziennikarzy
rozmawiał akurat przez telefon z reporterem Nice - Matin,
próbując ustalić, czy ten skok na bank był większy od Napadu
Stulecia. Uzyskał takie potwierdzenie.
W Marsylii generał Mathieu, przełożony wszystkich brygad
kryminalnych Cote d'Azur, przygotowywał się do podróży do Nicei.
W tym samym mieście przywódca klanu Marsylczyków zastanawiał
się właśnie, czy zbyt pochopnie nie osądził możliwości Alberta
Spaggiariego.
Sam Spaggiari natomiast, razem ze swoją grupą, popijał w tym
czasie szampana i przeliczał po raz kolejny złote sztabki,
rozkoszując się swym triumfem.
A Dufour i Gruau - lokalni policjanci, którzy w ostatecznym
rozrachunku mieli spowodować klęskę Spaggiariego -siedzieli teraz
w swoim ciasnym granatowym samochodzie.
Zablokowani w ulicznym korku, piekli się w popołudniowym
skwarze.
TROPY SIĘ KRZYŻUJĄ
On był takim słodkim dzieckiem...
Pani Spaggiari o swoim synu
Zapowiadało się drobiazgowe, żmudne śledztwo.
Albert Mouray nie był zbyt zachwycony tą perspektywą.
Jako szef policji w Nicei widział już przed sobą obraz wielu
tygodni przesłuchań, weryfikacji nagromadzonych danych,
drobiazgowego wręcz sprawdzania najmniejszych nawet tropów.
Mouray był bardziej typem wzorcowego koordynatora działań
niż wyróżniającego się błyskotliwością umysłu detektywa.
Miał skłonności do uciekania w papierkowe sprawy i ci,
którym zalazł za skórę, szeptali nawet, że nie ma nic
nadzwyczajnego w tym, że akurat przebywał on na wakacjach, w
czasie gdy w jego mieście miał miejsce skok stulecia.
Claude Besson, w przeciwieństwie do swojego szefa, był typem
błyskotliwego detektywa. Jego specjalnością stały się wszelkie
afery finansowe i teraz też ucieszył się z faktu, że może zabrać
się do sprawy, która zapowiadała się na dłuższe śledztwo.
Na początek stworzył sobie prywatną teorię na temat
wypadków, która aż roiła się od pytań. Nie mając zbyt dużego
doświadczenia w przesiewaniu i łączeniu wszelkich uzyskanych
informacji, doskonale wiedział, że nie ruszy dalej bez pomocy
fachowców w tej materii.
Tym samym wszelkie czynności przygotowawcze, mające
prowadzić do sedna śledztwa, spadły na barki dwóch młodszych
członków ekipy. Obaj byli wykwalifikowanymi policjantami, ale
sposób pracy każdego z nich był inny.
Komisarz Eduard Taligault dysponował większym
doświadczeniem, ale był przy tym typem zarozumialca. Większość
wolnego czasu spędzał na elitarnej plaży Ruhl Plage, okazując
wszem i wobec swoją opaleniznę. Zaliczał się do wyższych sfer ze
swymi nieco nadętymi manierami. Stanowił jakby połączenie
sportsmena i intelektualisty w jednym.
Natomiast komisarz Jacques Tholance był jego kompletnym
przeciwieństwem. Kiedy amerykański serial policyjny o poruczniku
Colombo pokazał się we francuskiej telewizji, koledzy Tholance'a
zgodnie orzekli : "Przecież to wypisz - wymaluj nasz Jacques!"
Tholance był niskiego wzrostu, szczupły, sprawiał wrażenie
zaniedbanego, chodząc ciągle w wyświechtanym płaszczu