Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.

Rudy nie zauważył w porę innego tira, który wyjechał z naprzeciwka. Zderzyli się czołowo. Obie kabiny zgniotły się niczym aluminiowe puszki i trwały w konwulsyjnym uścisku jak para gladiatorów. Opuściwszy w pośpiechu nasz samochód, pognaliśmy w tamtą stronę. Dopadliśmy przyczepy prawie bez tchu. Nie interesował nas los kierowcy, jeszcze nie w tej chwili. I tak nie 257 miał najmniejszej szansy na przeżycie wypadku. Podobnie jak ten drugi, niewinny człowiek. Filip i Wujek opuścili drewniany podest, po którym wdrapaliśmy się do środka, plącząc się w zwisającej luźno kurtynie z plandeki. Najpierw odszukałam wzrokiem Kubę. Był cały i zdrowy, choć trochę potłuczony gwałtownym hamowaniem. A potem zobaczyłam Lolitę, którą uspokajał, głaszcząc po spoconej szyi. Resztę koni zauważyłam dużo później. - To ta? - zapytał, podnosząc głowę. Uśmiechnął się do mnie. Jego mina wyrażała coś w rodzaju: „A nie mówiłem, że potrafię?". Z roztargnieniem odwzajemniłam uśmiech, nie mogąc nacieszyć się widokiem klaczy. - Ta - odparłam z dziwną chrypką. Chociaż zapamiętałam ją jako okaz zdrowia, gdy pasła się w zagrodzie Dawida Gryty przecież to zabiedzone stworzenie było wciąż Lolitą. Księżniczka leżała na wiązce słomy, zaniedbana i ledwie żywa. Patrzyła na ludzi szeroko rozwartymi oczyma, w których czaiło się cierpienie i strach. Spróbowała dźwignąć się w górę. Nie udało jej się. Noga nad pęciną była mocno opuchnięta. W pierwszym odruchu chciałam podbiec i zanurzyć dłonie w resztkach tej długiej niegdyś grzywy, ale powstrzymałam się. Filip także zapanował nad chęcią natychmiastowego zbadania konia. Pierwszeństwo należało się Wujkowi. Zrobiliśmy mu przejście. A on podszedł wolno, jak gdyby z niedowierzaniem. Ukląkł obok konia i wyciągnął dłoń, na której leżała kostka brązowego cukru, jedna z tych, które nieustannie upychał po kieszeniach. Klacz, choć wygłodzo- 258 na, nie zwróciła uwagi na smakołyk. Dotknęła nosem koniuszków złączonych palców Wujka i bezbłędnie rozpoznała zapach ręki, która dbała o nią i karmiła przez cały rok. Nozdrza latały Lolicie ze wzruszenia, a uszy to nastawiała, to kładła po sobie, okazując tęsknotę, zdziwienie i niepokój. A potem parsknęła z radości, jak gdyby już była w domu. Epilog - Przytrzymaj jej ogon - poprosił Filip, zwinąwszy jedwabiste włosy Lolity w luźny węzeł. Przejęta swą rolą, ochoczo spełniłam polecenie. Biedna klaczka nie wiedziała, co się z nią dzieje i za co ją znowu karzą. Ze świeżo ześrubowaną przednią kończyną została wprowadzona do prowizorycznego boksu pod wiatą i uwiązana. Wujek zaciskał wielkie drewniane kleszcze na jej delikatnych chrapach. Rodzice Ani, stojący po bokach Lolity, trzymali końce grubego sznura przyłożonego do jej zadu, by nie mogła się cofać. Dowodził nami Filip, ubrany w ochronny fartuch i gumowe rękawice. Nie mogłam oderwać oczu od jego zręcznych i pewnych dłoni, zupełnie jak wczoraj, gdy asystowałam przy składaniu pękniętej kości. Wtedy miałam łzy w oczach. Nie tylko z radości, że widzę ukochanego konia Wujka, nie tylko ze współczucia, ale i ze wzruszenia - patrząc, jak ręce Filipa niosą ulgę. Ma przecież tyle problemów ze swoim życiem i ze mną też, a jednak potrafi skupić się całkowicie na cierpiącym pacjencie. Cudowny człowiek, pomyślałam wówczas. Miałam ochotę uściskać go i po- 260 wiedzieć, że to, co robi, jest wspaniałe. Postąpiłabym tak wobec każdego człowieka znajdującego się na jego miejscu. Dziś odczuwałam to samo wzruszenie. A dodatkowo niepokój o wynik badania źrebności, które właśnie przeprowadzaliśmy. Filip sięgnął po ultrasonograf i sondę aparatu zanurzył w układzie rozrodczym klaczy. - To pozwoli wykryć zmiany ciążowe w macicy - wyjaśnił, choć nie pytałam. Na elektronicznym czytniku pojawiały się jakieś niezrozumiałe dla mnie znaczki. Czoło Wujka pokryły krople potu, choć trzymanie kleszczy nie wymagało dużego wysiłku. - Jeśli takie zmiany istnieją - dodał Filip, po czym skupił się już tylko na swoim zajęciu. Długą chwilę uważnie sondował, zerkając raz po raz na ekran monitora. Wreszcie uśmiech pojawił się na jego twarzy. - Zrebna - ogłosił. Wujek głośno odetchnął i zawołał: - Zapraszam wszystkich na bourbona. Z tej okazji muszę się napić! Irena, która siedziała nieco z boku, zaśmiała się głośno, po męsku, i wyciągnąwszy długopis zza ucha, zawołała: - To także muszę zapisać! Koniecznie! Znów pochyliła się nad notesem. Odkąd wróciła Lo-lita, ta kobieta nie robiła nic poza przyglądaniem się wszystkiemu uważnie, notowaniem i pstrykaniem niezliczonej liczby fotografii. Wujek pozwolił jej napisać obszerny artykuł na temat losów porwanej klaczy i Żabio- 261 usta była w swoim żywiole. Osobiście nie do końca wierzyłam w czystość intencji dziennikarki, ale Wujek nie dał się zniechęcić. Szybko uciął dyskusję: - Ludzie powinni poznać prawdę o warunkach transportu zwierząt rzeźnych i przemycie koni przez zieloną granicę. Zresztą jemu tylko jedno było teraz w głowie: źrebak Lolity. Cały czas wierzył, że on nadał w niej żyje, a wszystko, co przeszedł, jedynie go zahartowało. Rzecz jasna, klacz nie weźmie udziału w tegorocznym czem-pionacie i prawdopodobnie w żadnym innym, ale on już snuł plany, jak to za parę lat pokaże jej potomka. - To będzie koń marzenie. - Wzdychał w zadumie. -Musi być. Przecież po Gangesie! No i od takiej matki... Co do żywotności potomka Lolity, wiara nie zawiodła go. Może również ma rację, ufając Irenie? Do obiadu zasiadł z nami Zbyszek. Jemu też należała się lampka doskonałego trunku. W końcu rozpracowanie szajki było w znacznej mierze jego zasługą. Ciekawiły nas szczegóły akq'i, ale nie chciał nam ich zdradzić. - Tajemnica służbowa. - Rozłożył bezradnie ręce. Rozumieliśmy jego położenie, lecz ciekawość nie dawała nam spokoju. Błagaliśmy choć o skrawki informacji. Takich, których ujawnienie nikomu nie zaszkodzi, a nam pozwoli zaspokoić głód wiedzy, rozbudzony pojawieniem się policjanta. - No dobrze - poddał się wreszcie. - Ale robię to wyłącznie ze względu na dawny dług wobec Wujka - zastrzegł się, po czym wymownie spojrzał w stronę na wpół opróżnionej butelki. Filip usłużnie napełnił kieliszki. 262 Pierwsza zadałam pytanie, które mnie nurtowało: - Skąd przestępcy mieli taką dziwną ciężarówkę? Mam na myśli te banany. - Samochód należał do Wiełgusa, znaczy kierowcy... - Rudego? - wpadłam w słowo. Poliqant skinął głową i sięgnął po kieliszek. - Wcześniej pracował w branży spożywczej. Woził cytrusy z krajów południowej Europy. Firma upadła kilka lat temu, a on tanio odkupił ciężarówkę, którą przedtem prowadził. - Z sentymentu, czy już wtedy planował przystosować ją do przewozu koni? - To drugie. Zresztą zwierzęta transportował przez pewien czas legalnie. Kupował na targowiskach i woził do Włoch

Tematy

  • ZgĹ‚Ä™bianie indiaĹ„skiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego gĹ‚owa.
  • Kuba go chwycił, podsadził do okna i krzyknął: — A teraz smaruj do pracy, bo cię majster obtańcuje! Kowalczyk wyskoczył z okna na równe nogi, a Kuba jak gdyby nigdy nic...
  • - Jestem żywy, wszędzie, a jeśli idzie o ciebie, jak sama teraz wyczuwasz, jestem bardziej żywy niż kiedykolwiek...
  • A gdyby tak teraz kamienie były zmętniałe? I gdyby nie można by ich użyć do wykonania zadania? Jori, pogrążony w rozmyślaniach, opuścił już okolice sto licy...
  • - Oddaj mu, a będziesz odtąd wędrować w cieniu strachu aż po kres twego życia - a nawet i później! Tak jak teraz my dwaj musimy krążyć tutaj z powodu tego Przekleństwa! Puzderko i...
  • I wobec tych potęg czuł się taki mały i zagubiony: zdało mu się, że najlepsze, co może teraz zrobić, to zaszyć się gdzieś, gdzie go nikt nie odnajdzie i modlić się o szybki koniec...
  • Nie tylko odczuwał ogromne pragnienie, ale przede wszystkim głód, dopiero teraz bowiem zdał sobie sprawę, że od chwili lądowania na Kadarze - co nastąpiło dobrych kilka...
  • Turecka orkiestra wojskowa na koniach — miniatura Lewniego w Surname Wehbiego a 30 września " 178 Silahdar Mehmed aga z Fyndykły — Teraz zapuśćcie sobie brodę! Obecny na...
  • Podlasie i Chełmszczyzna A teraz przenieśmy się myślą z Syberii do Polski, mianowicie do dwóch prowincji pomiędzy zachodnią a wschodnią Polską, na Podlasie i do...
  • Mocno zażenowany wystosowałem teraz do pani Wallace list, opisując w skrócie przedsięwzięcie, w które się wdałem i które nie daje mi spokoju...
  • Spadająca kolumna kamieni, sięgająca samego nieba, teraz szeroka u podstawy, a zwężająca się ku górze, zasłaniała sporą część nieba...