Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.

Tragedia Wiednia nie ma analogii w historii europejskiej. Nie przybył nikt z odsieczą, bo któż by chciał narażać życie swych żołnierzy w obronie Wiednia przed armią zwycięskich pogan? Wielka ilość ludzi pragnie uciec, woli emigrację i wygnanie od śmierci czy choćby tylko ucisku. Ale dokąd mogą ujść ci ludzie? Nie wpuści ich żadne państwo. W naszych czasach nie wraca się już z wygnania, nie szuka się na emigracji szczęśliwszej doli, bo wróg zamyka granice, bo nie ma już prawa azylu. Pisarze, artyści i uczeni, którzy z Niemiec schronili się do Wiednia, nie mają żadnej drogi odwrotu. Drobna gromadka prześlizgnie się przez kordony, aby jeść gorzki chleb wygnania w hotelikach paryskich, aby tułać się po ulicach Pragi lub Ziirichu. Oschłość i brak ludzkiego współczucia dla pokonanych typowe są dla naszych „czasów pogardy". W r. 1935 kanclerz Hitler w przemówieniu radiowym rzucił te słowa: „Bądźcie nietolerancyjni, fanatyczni i zaciekli". Dawno już żadne hasło rzucone ludziom nie znalazło takiego zrozumienia, nie zdobyło sobie tylu zwolenników. Ludzie miłujący pokój i pracę zostaną przez tłum wyrostków zaszczuci na ulicach ojczystego miasta. Wdzięk Wiednia, sztuka i kultura tego miasta zostały na krzyż przekreślone dwukrotnie czarnym znakiem swastyki. 248 1938 363 Nr 15, 3 kwietnia Szanowna publiczność z różnymi sprawami zwraca się do literatów. Jeśli literat figuruje w książce telefonicznej, narażony być musi na najdziwniejsze pytania i propozycje. Dzwonił kiedyś do mnie pewien jegomość z propozycją, żebym mu wymyślił nazwisko. Być może, nie jest przyjemnie nazywać się Kociur i Kociński brzmi powabniej. Ale dlaczego ja mam być tym doradcą i to tak od razu przez telefon? Również młodzież szkolna jest bardzo bezceremonialna. Dzwoni sztubak albo pensjonarka i prosi, żebym przez telefon wymienił najcel-niejsze utwory poezji współczesnej poświęcone morzu polskiemu. Bo takiemu szarpanemu w tornister zadali ćwiczenie w szkole. Napisałem kiedyś Hymn uczniów klas niższych. Wiersz ten, wydrukowany parę lat temu w „Cyruliku", zdobył sobie w szkołach pewną popularność. O ile wiem, istnieją nawet dwa rodzaje inscenizacji. Jedna schillerowska, polegająca na deklamacji popartej chórem i gimnastyką rytmiczną, i druga zwykła deklamacja solowa. Kiedyś dzwoni do mnie jakiś cienki głosik i pyta, czy nie mógłbym dać tego wiersza. Mówię, że nie mam. - A gdzie to można dostać? Tłumaczę cierpliwie: - Było takie pismo „Cyrulik". -Kuryluk321? - Nie. „Cyrulik". - W cyrkule? Krzyczę w telefon: - Pismo satyryczne „Cyrulik". Trzeba iść do Biblioteki Publicznej i znaleźć w kompletach. - W publicznym? Tu następuje zmiana głosów. Teraz mówi do mnie nauczycielka. - Dziwię się panu, że jako człowiek kulturalny może pan takie rzeczy mówić siedmioletniej dziewczynce. Ciągle jeszcze jestem spokojny: - Ja proszę pani, nie wiem, ile lat ma ktoś, kto do mnie mówi przez telefon. Ja, proszę pani, jestem człowiek kulturalny, ale jeszcze tylko chwilkę. Wiersz można znaleźć w Bibliotece Publicznej albo w Bibliotece Uniwersyteckiej w kompletach pisma „Cyrulik". - Jak pan może siedmioletnią dziewczynkę posyłać do Biblioteki Uniwersyteckiej ? Tu już zaczyna mnie krew zalewać. - Nie mogę posyłać siedmioletnich i nie posyłam. Może mamusia pójdzie albo pani. 1938 249 Karol Kuryluk, wydawca i redaktor lewicowego czasopisma „Sygnały". - Czy pan może podać numer tego pisma. - Nie mogę, nie pamiętam, to było parę lat temu - mówię już prawie ze łzami. Słyszę na to, że jestem niegrzeczny i że ona, ta starsza, bardzo żałuje, że się w ogóle do mnie zwracała. Parę dni temu miałem bardziej skomplikowany telefon. Dzwoni jakiś facet, że chciałby mi opowiedzieć swoje życie. - Co swoje? - pytam. - Życie. - A dlaczego? -Niech mi pan poświęci godzinę czasu, a przekona się pan, że warto. Przyznam, że to mnie zafrapowało. Zgodziłem się. Przyszedł nazajutrz bardzo mizerny i ubogi młodzieniec. Wytłumaczył mi, że teraz jest moda na życiorysy. Że Piasecki322 zarabia miliony, że Worcell zarabia miliony, i to wszystko tylko za to, że opisali swoje prawdziwe przygody. To, co on przeżył, jest nie mniej ciekawe. - No to pisz pan. - Kiedy ja nie umiem pisać. Chodzi o to, że ja panu opowiem, jak i co było, a pan to opisze. Niedawno jedna girlsa też opisała swoje życie i już podobno jest bardzo zamożna. Ja panu dam prawdziwe zdarzenia, pan trochę to ubarwi i honorarium weźmiemy do spółki