Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Czcigodne instytucje stanowiące kościec Gminy Żydowskiej potwierdzają niewzruszoność tej idei. Owa wywodząca się od Spinozy idea świetnie określa nasze obowiązki wobec narodu. Zapewnia nasze prawa obywatelskie. Jest twierdzą, która chroni nas przed niesprawiedliwością. Nie ważmy się jej tknąć!
Ale uznajmy naukę płynącą z faktów, by nadać tej światłej i niezaprzeczalnej formule jej najlepszą treść. Żydowska energia duchowa, która wcieliła się w formy życia narodu francuskiego i energia skierowana w stronę intymności, nie były sobie równe. Oto życie obywatelskie stało się wielkim wydarzeniem naszej historii współczesnej. Ci potomkowie proroków wykazali zdecydowanie mało zdolności do życia wewnętrznego!
Inteligencja żydowska jaśniała coraz żywszym blaskiem w pale-strze adwokackiej, na uniwersytecie, w sztuce i literaturze, w parlamencie, w ciałach ustawodawczych, w przemyśle i handlu, nieustraszona w walce, stanowcza u władzy. Wpływ synagogi i gminy zanikał, mimo tylu wybitnych postaci, które im się poświęciły, mimo tylu wspominanych z dumą nazwisk. Praktyki szły w zapomnienie
Opublikowane w L'Arche, 1959.
w,.
262 _______________________________HfC ET NUNC
i coraz mniej Żydów bywało w świątyniach, a jeśli już, to jako istoty abstrakcyjne i zimne. Judaizm nie tylko kłdci się z niedowiarstwem byłych wiernych. Zachował on czy też nabył, być może z powodu szturmu zewnętrzności, prawem kontrastu, coś nieokreślenie egzotycznego, zakurzonego, ciasnego. Jego przedsięwzięciom, szkołom, zgromadzeniom brak blasku, brak horyzontów, wychodzą z mody v chwili inauguracji. Prawdziwe wydarzenia, prawdziwe sprawy, znaj dują się na zewnątrz. „Wszystko co żydowskie jest niezdarne", po wiedział jeszcze niedawno pewien wpływowy przywódca organizacj żydowskich, a w wypowiedzi, jaką mi przytoczono, użył przymiotnl bardziej potocznego, bardziej okrutnego, bardziej nieprzyzwoitego.
Skąd ta niełaska? Wynika ona z bardzo rozpowszechnionej w jeszcze niedawnym świecie wizji, według której religia oznacza liturgiczną relację z Bogiem. Wewnętrzność, w jaką miało się wówczas wpisywać przeznaczenie Izraela, skurczyła się do rozmiarów wnętrza domu modlitwy. Taką pobożność uzupełniały dzieła dobroczynności. Rabini zmienili się w sługi kultu. Ci uczeni, ci myśliciele czy też ci święci okazali się tylko duchownymi. Szkoła oznaczała odtąd seminarium rabinackie. Inne szkoły miały za zadanie otwierać opóźnionym — lub zacofanym — drogę do życia narodowego. Jako prywatna wspólnota wewnątrz narodu, judaizm przekształcił swe życie duchowe w sprawę ściśle prywatną. Przypadła ona w udziale specjalistom od duchowości, rozgrywała się w specjalnych miejscach, w specjalnych dniach, w specjalnych godzinach, a wkrótce także w obecności klienteli specjalistów, często nawet płatnych.
Taki styl życia nie tylko przedwcześnie nadaje judaizmowi status muzeum, ale sprzeniewierza się jego głębokiej esencji. Koncepcja, która zamyka go w tym statusie, wydaje go na pastwę pozornie doń podobnym religiom. Z drugiej strony jest ona anachronizmem i już nie odpowiada religijnym wymogom współczesnych. Wreszcie jest szczególnie nietrafna wobec judaizmu, który czuje się nieswojo i dusi się w kościelnych murach. Ale krytykować myśl, która widzi w kulcie najwyższy przejaw życia religijnego — nie znaczy przeciwstawiać się temu kultowi. Krytyka jest łatwa, ale wszak bolesna dla krytyka, który pragnąłby, żeby ten kult nie wygasł z braku wiernych, na skutek ich milczenia; który postuluje całościowy model egzystencji, bez czego kult jest niczym. Synagoga nie przetrwałaby bez podstaw. Trzeba odszukać warunki jej możliwości. Bowiem ten fakt nie ulega wątpliwości:
JAJ\ j.vi\s*j*-,+,. . ._ ______________________
ograniczona do samej siebie wśród zawieruchy czasów współczesnych Synagoga opróżniła synagogi.
Istotnie, nierówna jest rozgrywka między chrześcijaństwem, które nawet w państwie laickim jest wszechobecne, a judaizmem, który nie śmie pokazać się na zewnątrz, powstrzymywany obawą, że przez tę niedyskrecję zerwie pakt o emancypacji. Państwo laickie wcieliło w swą zsekularyzowaną substancję formy życia katolickiego. Między ściśle racjonalnym porządkiem egzystencji politycznej a mistycznym porządkiem wierzenia istnieją sfery pośrednie w stanie przemieszania, pół-racjonalne, pół-religijne. Przenikają one owo życie polityczne. Pławią się w nim jak w limfie. Kościoły wrastają w pejzaże, które zdają się wciąż ich oczekiwać i je wspierają. Nie myśli się o tej atmosferze chrześcijańskiej, tak jak nie myśli się o powietrzu, którym oddychamy. Prawny rozdział Kościoła od państwa wcale jej nie rozproszył. Rytm czasu ustawowego jest odmierzany świętymi katolickimi, katedry są punktami charakterystycznymi miast i krajobrazów. Sztuka, literatura, moralność, których klasyczne zasoby czerpią z motywów chrzecijańskich, wciąż się żywi tymi motywami.
Tacy, jak Fenelon, Bossuet, Pascal czy boski Racine nie są dla młodych zwykłymi wzorami stylu. To książęta! Któż ośmieliłby się ich nie znać? Ale nasi nastolatkowie przyjmuj ą ich w kulturze laickiej, w której ci książęta panują. I nasi nastolatkowie, karmieni hebrajskimi abecadłami, by mamrotać niezrozumiałe modlitwy, ugną się — o ile są inteligentni — przed wyniosłą myślą tych mistrzów.
Przetrwanie tej religijnej, chrześcijańskiej atmosfery pod powłocz-ką życia narodowego, uznającego się za religijnie neutralne, tłumaczy na przykład zadziwiające na pierwszy rzut oka zjawisko ponownego pojawienia się na politycznej scenie Europy partii mieniących się chrześcijańskimi. Kościoły czerpią swój wpływ nie z katechizmu, lecz z tych wszystkich rzeczy, które chrześcijaństwo stworzyło na przestrzeni dziejów i którymi się żywi. Siłę chrześcijaństwa stanowi ta rozpowszechniona wszędzie kultura chrześcijańska, a nie pobożne kazania czy dziennik parafialny. My natomiast jako jedyni na świecie pragniemy religii bez kultury.
Wejście Żydów w życie narodowe państw europejskich sprawiło, że oddychają oni atmosferą całkowicie przesiąkniętą esencją chrześcijańską