Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Jestem też pewien, że nie mówiłby dziś, gdyby dożył współczesnych nam wydarzeń, że komuniści tylko rujnowali kraj. Bo jest to wierutna nieprawda, którą, jestem pewien, zweryfikuje historia. To komuniści dokonali rewolucji, dzięki której miliony ludzi ze słomą w butach trafiły do miast i miliony ich dzieci zdobyły wykształcenie średnie, a setki tysięcy dyplomy lekarzy, magistrów, inżynierów, i tylko osoby nierozumne lub pełne złej woli mogą twierdzić, że PZPR prowadziła politykę antynarodową. Zresztą w kraju, w którym przeszło trzy i pół miliona ludzi należało w moich czasach do partii, głoszenie takich opinii zakrawa na swoistą paranoję, którą wypowiadać mogą tylko psychopaci, a powtarzać ludzie infantylni lub grający znaczonymi kartami.
- Czy przebieg wizyty zaskoczył Pana?
- Nie, nie byłem zaskoczony, bo wiele już uprzednio słyszałem o charyzmatycznej osobowości Jana Pawła II. Mało ludzi w historii potrafiło tak świetnie nawiązywać kontakt bezpośredni z widzami i słuchaczami. Gdy oglądałem transmisje z uroczystości z papieskim udziałem, miałem poczucie, jakby papież zwracał się bezpośrednio do mnie. Intrygująca jest dla mnie jego umiejętność obcowania z kamerą i wykorzystania dla własnych potrzeb magii telewizji. Potrafi on dosłownie zahipnotyzować tłum, wprowadzić w stan swoistej ekstazy i poprowadzić w określonym kierunku. Nie wiem, jak oddziałuje on na wiernych w innych krajach, ale rodaków potrafiłby zaprowadzić wszędzie.
- Jakie były szczególne uzgodnienia rządowo-kościelne?
- Ustaliliśmy, że milicja będzie tylko na obrzeżach imprez, natomiast porządek na nich będą utrzymywały straże kościelne. Dlatego też wszystkie miasta, w których składał wizytę papież, pełne były młodych i w średnim wieku ludzi w czapkach, chustach w kolorach papieskich bądź prymasowskich. Nie wiem, czy pan zwrócił też uwagę, że w tamtych latach, aby uniknąć bijatyki na ulicach miast w dniach demonstracji, na moje polecenie milicję usuwano z głównych ulic. Tak było na przykład siedemnastego września 1979 roku, gdy dziesięciotysięczny tłum przeszedł trasą z placu Zamkowego pod Grób Nieznanego Żołnierza. Tam Moczulski, czy może Ziembicki, wygłosił przemówienie, po czym ludzie rozeszli się. Za Jaruzelskiego, przez całą dekadę lat osiemdziesiątych, takie demonstracje były brutalnie rozpędzane, ludzie bici, aresztowani.
- Wracając do wizyty papieskiej, czy były jakieś zakłócenia jej przebiegu?
- W czasie mszy na placu Zwycięstwa omal nie doszło do katastrofy. Papież w swej homilii, nawiązując do zniszczenia Warszawy, powiedział o pomocy, której Warszawa próżno oczekiwała z drugiej strony Wisły. Na te słowa papieskie ostro zareagował członek Biura Politycznego, sekretarz KC Stanisław Kania i przez telefon głosem nieco histerycznym zażądał od Macieja Szczepańskiego, kierującego transmisją telewizyjną, wyłączenia głosu papieskiego na wizji i na całym placu Zwycięstwa. Nie wiem, czy ma pan świadomość, że spełnienie jego życzenia wywołałoby ogromne wzburzenie ludzi, tak na placu, jak i przed telewizorami. Jestem pewien, że wszystkie agencje przerwałyby swój normalny serwis i informację o przerwaniu przez komunistów homilii papieskiej podałyby jako informację nadzwyczaj pilną. Szczerze też mówiąc, Breżniew miałby potwierdzenie swych obaw o polityczny wydźwięk wizyty. Maciek Szczepański, w co nigdy nie wątpiłem, wykazał się wówczas, nie po raz pierwszy, charakterem i stanowczo odmówił Kani wykonania jego polecenia. Po czym zadzwonił do mnie, aby mnie o tym poinformować.
- Pochwalił go Pan za to?
- Tak, oczywiście. Powiedziałem: „Maćku, uczyniłeś bardzo dobrze. Dalej rób swoje, tak jak dotychczas”. Przeciwko Szczepańskiemu zresztą, za to, że konsekwetnie realizował moje polecenia, że był lojalnym wobec szefa partii prezesem telewizji, rozpętano bezprzykładną kampanię nienawiści i pomówień. Kania tego faktu, jak i kilku innych o podobnym wydźwięku, nie mógł mu nigdy darować. Szczepański za to, że nie dopuszczał do telewizji ludzi Kani, Moczara, niegdyś tam bardzo wpływowych, był szczególnie znienawidzony. Trudno się więc dziwić, że po moim upadku w jego procesie zapadł niepraworządny wyrok.
- Dlaczego niepraworządny?
- Dlatego, że z punktu widzenia prawa wyrok bez uzasadnienia sędziowskiego jest nieważny. Uzasadnienie natomiast nigdy nie zostało sporządzone z powodu śmierci sędziego. Nie mówię już o tym, że wszystkie kolejne punkty oskarżenia zostały obalone, Szczepańskiego skazano za zabór mienia, bowiem podarunki wręczane przez niego, głównie delegacjom zagranicznym, także ludziom zasłużonym dla komitetu czy też współpracującym z nim, za takie zostały uznane. Było to szokujące