Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Pomyślałam o własnym ciele. Miałam szczęście. Wyglądało dobrze. Do tego byłam inteligentna. Gdybym chciała, mogłabym załatwić sobie dobrze płatną pracę z licznymi przywilejami. Musiałabym się tylko trochę dostosować. Zostać w Sztokholmie. Ewentualnie wyprowadzić się za granicę. Do innego dużego miasta. Wyasfaltowanego. Hałaśliwego. Z dala od willowych dzielnic i lasów, od mchu i skarbów pod wykrotami. Jeść w pośpiechu śniadanie w kafejce przed udaniem się na ważne spotkania. Zapomnieć, że istnieje jakaś inna rzeczywistość. Krowy na zielonych łąkach i konie w dzikim galopie istniałyby tylko na filmach z odległych lat siedemdziesiątych. Mleko pochodziłoby ze sklepu. Jeść lunch w restauracji w towarzystwie, z którym wymieniałabym się elektronicznymi wizytówkami. Ćwiczyć na siłowni lub biegać na sztucznej bieżni, a następnie medytować efektywnie przez pół godziny w sali medytacyjnej, by potem rozmawiać nieprzerwanie przez komórkę w metrze (gdzie ludzie nie rozmawiają już ze sobą, bo nie są Tam, lecz w innym miejscu połączeni przez komórkę, palmtopa czy elektroniczny kalendarz) w drodze do mieszkania, w którym pełzałyby ser w lodówce i jaszczurka imieniem Merlin stanowiąca moją rodzinę. Opadać na kanapę przed telewizorem i przełączać pilotem tysiąc kanałów. Być...
- Merlin - wszedł mi na rękę.
Niezbyt mi się uśmiecha założenie z tobą rodziny.
Kiedy wróciłam do domu, automatyczna sekretarka histerycznie mrugała. Opadłam na fotel i odsłuchałam wiadomości.
- Mówi Joakim. Chciałem tylko zapytać, jak samopoczucie. Wzrost czy spadek indeksu? Słyszałaś o ostatnim spotkaniu SAA, na którym nagle pojawił się rektor? Ktoś musiał donieść. Podejrzewa, że napisy w Rotundzie mają związek z SAA. Pytał o zarząd. Nikt nie pisnął słowa. Kiedy wyszedł, uzgodniliśmy, że nie będziemy się spotykać w Sali Giełdowej. Następne spotkanie jest w środę po świętach. W Rotundzie. O północy. To pomysł przewodniczącego, który chce dodać temu trochę dreszczyku. Opuścił kołnierzyk i zaczął czytać poezję zamiast podręczników do finansów. Niedługo zaproponuje, żebyśmy zmienili nazwę na Stowarzyszenie Umarłych Poetów. A ja zacząłem czytać Elegie duinejskie Rilkego, rano, kiedy się obudziłem, dotarło do mnie, że nie jestem już sam. Szyja Emmy jest jedyna w swoim rodzaju. Jak tam sprawy z Lukasem? Jak się czuje jaszczurka? Oddzwoń, jeśli masz ochotę pójść na kawę.
PUP.
- Hej, tu Karolina. Paaso dzwonił właśnie z Rzymu. Wróci do Sztokholmu dopiero za miesiąc, bo dał się namówić na tournee po Japonii. A mieliśmy razem spędzić święta. Ani mama, ani tata nie zaprosili mnie do Sankt Petersburga. I tak bym nie pojechała, ale jednak. Czuję się jak opera w tonacji moll. Jeśli się nie usłyszymy przed
to smacznego jajka. PUP.
- Cześć, Stello, mówi mama. Jesteś pewna, że nie
przyjedziesz na Wielkanoc do domu? Chociaż rozumiem, że chcesz być ze swoim nowym chłopakiem. Mam nadzieję, że miło spędzicie czas. W każdym razie, gdybyś zmieniła zdanie, to zapraszamy. Babcia nadal leży w szpitalu. Odwiedź ją, jak będziesz miała czas. PUP.
- Cześć, tu Lukas, nie wiem, co mam powiedzieć, ale naprawdę chciałem powiedzieć, że nie chciałem powiedzieć tego, co powiedziałem wtedy, jak byłem z Bauerem i tymi innymi. Naprawdę byłem ostro urżnięty, on postawił najdroższego szampana na świecie i masę innych rzeczy, a ja nie jestem taki jak ty, nie umiałem odmówić, zresztą źle by to wyglądało, gdybym odmówił, wiesz, tak to jest w moich kręgach, jesteśmy jak Japończycy, przyjmuje się to, co dają, nawet jeśli nie ma się ochoty, bo inaczej może to być źle odebrane i zaszkodzić interesom, a mówiłem, że mój stary...
pup