Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
- Czy mogę... - zaczął.
- Ależ naturalnie. Proszę spocząć na tym fotelu z epoki Dyrektoriatu -powiedział Manville. - Tylko ostrożnie. Jeśli pochyli się pan do przodu, może się spod pana wyślizgnąć. Nosimy się z zamiarem zamontowania gumowych podkładek czy czegoś w tym rodzaju. - Wyglądał na poirytowanego faktem, że musi omawiać podobne drobiazgi. - Panie Slade - zaczął bez ogródek - będę z panem szczery. Jest pan człowiekiem inteligentnym, więc chyba możemy sobie darować wstępne banały.
- Oczywiście - odparł Slade. - Proszę mówić.
- Podróże w czasie, które mamy w ofercie, są dość niezwykłe. Stąd nazwa firmy: Wakacje z Muzami. Chyba rozumie pan, o co chodzi?
- Cóż - zaczął Slade. Był trochę zagubiony, ale się starał. - Pomyślmy. Muza to istota, której głównym celem jest...
- Dawanie natchnienia i inspiracja - przerwał mu niecierpliwie Manvil-le. - Slade, nie jest pan, szczerze mówiąc, jednostką specjalnie twórczą. I dlatego czuje pan nudę i zniechęcenie do świata. Maluje pan? Pisze muzykę? Spawa i wytapia metalowe rzeźby z porzuconych kadłubów rakiet czy krzeseł ogrodowych? Nie. Nie robi pan nic. Jest pan zupełnie bierny. Czyż nie mam racji?
Slade kiwnął głową.
- Trafił pan w sedno, panie Manville.
- Trafiłem, ale kulą w płot - odparł poirytowany Matwille. - Pan mnie nie słucha, Slade. Nic nie uczyni pana bardziej kreatywnym, bo nie ma pan tego w sobie. Jest pan zbyt pospolity, zwyczajny. Nie mam zamiaru nakłaniać pana do malowania palcami ani do wyplatania koszy z wikliny. Nie jestem zwolennikiem teorii Junga. Nie wierzę, ze sztuka jest odpowiedzią, rozwiązaniem. - Odchylając się do tyłu, wycelował palec w Slade'a. -Niech pan posłucha, Slade. Możemy panu pomóc, ale tylko wtedy, jeśli pan będzie chciał pomóc sobie. A skoro nie jest pan twórczy, byłoby najlepiej, gdyby -i w tym możemy pomóc - zajął się pan motywowaniem tych, którzy są. Teraz pan rozumie?
- Rozumiem, panie Manville - odparł Slade po chwili. -Naprawdę.
- Świetnie - powiedział Manville, kiwając głową. - Zatem mógłby pan zainspirować jakiegoś sławnego muzyka, jak Mozart czy Beethoven, albo naukowca, takiego jak Albert Einstein, czy rzeźbiarza, jak sir Jacob Epstein - któregokolwiek z niezliczonych pisarzy, muzyków, poetów. Mógłby pan na przykład spotkać się z sir Edwardem Gibbonem podczas jego podróży nad Morze Śródziemne i wdać się z nim w luźną pogawędkę... Hm, proszę spojrzeć na te ruiny. Pozostałość po starożytnej cywilizacji. Ponure cienie zmierzchu zdają się przypominać, że nawet tak potężne imperium jak Rzym upadło. Swoją drogą, ciekawe, jak do tego doszło?
- Dobry Boże - rzucił rozgorączkowany Slade -już rozumiem. Teraz to do mnie dotarło. Będę powtarzał słowo „zmierzch" i tym samym podsunę Gibbonowi temat jego wielkiego dzieła, Zmierzchu cesarstwa rzymskiego. I... - zająknął się - to będzie moja pomoc.
- Pomoc? - powtórzył Manville. - To mało powiedziane. Bez pańskiej inicjatywy świat z pewnością nie doczekałby się tak wiekopomnego dzieła. Pan, panie Slade, może zostać muzą sir Edwarda. - Sięgnął po cygaro marki Upmann z 1915 roku i zapalił.
- Muszę to jeszcze przemyśleć - powiedział Slade. - Chcę mieć pewność, że zainspiruję właściwą osobę. To znaczy, oni wszyscy zasługują na inspirację, ale...
- Ale chce pan znaleźć osobę, która będzie panu szczególnie odpowiadała - dokończył Manville, wypuszczając chmurę gęstego, niebieskawego
dymu. - Niech pan przejrzy nasz informator. - Podał mu dużą kolorową trójwymiarową broszurę. - Proszę wziąć to do domu, przeczytać i wrócić, gdy podejmie już pan decyzję.
-Niech pana Bóg błogosławi, panie Manville - powiedział mu żarliwie Slade.
- I niechże się pan uspokoi - rzekł Manville. - Świat się nie kończy... wiemy to, bo sprawdziliśmy osobiście. - Uśmiechnął się, a Slade odpowiedział mu uśmiechem.
Dwa dni później Jesse Slade ponownie zawitał w siedzibie firmy Wakacje z Muzami.
- Panie Manville - powiedział - podjąłem już decyzję. - Wziął głęboki oddech i ciągnął dalej: - Długo myślałem i w końcu doszedłem do wniosku, że najbardziej chciałbym znaleźć się w Wiedniu i natchnąć Ludwika van Beethovena do napisania IXsymfonii. Wie pan, tego motywu z czwartej części utworu. Baryton śpiewa bum-bum de-da de-da bum-bum, córy Elizjum; no wie pan. - Zaczerwienił się: - Nie jestem muzykiem, ale zawsze podziwiałem IX symfonię, a w szczególności...
- Ktoś pana uprzedził - przerwał mu Manville.
- Co? - Slade nie bardzo rozumiał.
- Ktoś już to zrobił, panie Slade - Manville, wyraźnie zniecierpliwiony, usiadł za swoim wspaniałym dębowym biurkiem z żaluzjowym zamknięciem, rocznik 1910. Wyciągnął gruby, czarny segregator i czegoś w nim szukał. - Dwa lata temu niejaka Ruby Welch z Montpelier w Idaho pojechała do Wiednia i podsunęła Beethovenowi pomysł na motyw przewodni części chóralnej IX symfonii. - Z głośnym trzaskiem zamknął segregator i uważnie spojrzał na Slade'a: - No więc? Jaki jest pana następny wybór?
- M... muszę to przemyśleć - zająknął się Slade. - Proszę mi dać trochę czasu.
Manville popatrzył na zegarek:
, - Ma pan dwie godziny, do trzeciej po południu. Do widzenia, panie Slade. j Wstał z fotela. Slade również się poderwał.
Godzinę później w swoim ciasnym biurze w siedzibie Centrum Konsultantów Jesse Slade w nagłym i nieoczekiwanym przypływie świadomości zdał sobie sprawę, kogo chciałby zainspirować. Natychmiast włożył płaszcz, wytłumaczył się przed pełnym zrozumienia Hnattem i popędził do Wakacji z Muzami.
- O, pan Slade - powiedział Manville, widząc go. - Szybko pan wrócił? Proszę do gabinetu. - Ruszył przodem. -No dobrze. Słucham. - Zamknął drzwi.
Jesse Slade oblizał spierzchnięte wargi, odkaszlnął i powiedział:
- Panie Manville, chciałbym natchnąć... Cóż, może najpierw kilka słów tytułem wstępu. Zna pan pewnie złote lata science fiction złotego okresu, czyli z lat tysiąc dziewięćset siedemdziesiąt?
- Tak, oczywiście - odparł Manville niecierpliwie, marszcząc gniewnie czoło.
- Gdy byłem w college'u - ciągnął Slade - musiałem napisać pracę magisterską z literatury angielskiej. Dlatego czytałem bardzo dużo dwudziestowiecznej fantastyki naukowej. Najbardziej spodobali mi się trzej pisarze