Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Chorzy i odwiedzający zwracali z widoczną uwagą oczy ku tym drzwiom, gdy się tylko otwierały. "Tam niczego nie trzeba, ma wszystko, stan był ciężki, teraz już lepiej. Na pewno go już prędko wywiozą, na to rady nie ma", szepnął mi mój towarzysz. Wtem musiał się spostrzec, że się nie orientuję, o kim mowa, bo dodał: "Tam leży generał Anders*".
Tymczasem zmieniało się i zewnętrzne oblicze miasta. Polskie nazwy ulic zastąpiono ukraińskimi, znikły polskie szyldy na sklepach i przedsiębiorstwach. Polscy właściciele tych instytucji siedzieli wywłaszczeni w jednym pokoju swych dawnych mieszkań i tak samo jak ekswłaściciele kamienic - czekali. Gdy im poza nieruchomościami zabierano i ruchomości, tj. urządzenia mieszkania, a oni się upominali, że wedle brzmienia Konstytucji mają do tych rzeczy prawo, otrzymywali wyczerpującą odpowiedź: "Konstytucję stosujemy tam, gdzie już jest porządek, tutaj dopiero musimy zrobić porządek, potem wprowadzimy w życie Konstytucję". Po takim oświadczeniu ludzie czekali dalej, aż się miało spełnić ich przeznaczenie.
Z wolnych zawodów najlepiej wiodło się z początku lekarzom. Mieszkania ich były nietykalne. Leczyli się u nich Sowieci, w szczególności dzieci sowieckie, które były wielokrotnie w stanie fatalnym. Wśród nich było wyjątkowo dużo wypadków gruźlicy kości. Dzieci zdrowe też były dziwnie niedziecinne. Chodziły po ulicach poważ-
22 września 1939-3 maja 1940_________________________33
ne i blade - nie śmiały się nigdy i nigdy nie biegały, bezgraniczny smutek przemawia! z ich dużych oczu, rezygnacja i jakby beznadziejne zmęczenie. Z początku wystawały przed sklepami i patrzały - nawet wtedy im się oczy nie śmiały.
Ale na wystawach sklepowych robiło się pusto, towarów nie było, na ich miejscu stawał portret Stalina. Tylko w antykwariatach było coraz ciaśniej, rzeczy coraz ładniejsze tam wypływały - to Lwów wyprzedawał swoją tradycję i swoją kulturę, żeby żyć. A o to było właśnie najtrudniej. Nie tylko żywności, ale i wszelkiego rodzaju towarów trzeba było szukać poza sklepami. Pierwszym tego rodzaju targiem stał się pasaż Mikolascha w samym sercu miasta. Chodziłam tam regularnie i spędzałam tam dużo czasu. Kupowałam bowiem lekarstwa, zastrzyki, watę, ligninę i wszelkiego rodzaju opatrunki. Zdawało mi się, że to jest pierwsze, co robić należy, aby przygotować się na tę wiosnę, "obfitą we zdarzenia"...10 Kupowałam od nieprawdopodobnych handlarzy ten towar, widocznie porwany z aptek przed ich upaństwowieniem. Składałam te skarby u siebie i u znajomych i zdawało mi się, że się jeszcze na coś przydaję. Chodziło mi oczywiście o zupełną tajność tej sprawy. Toteż byłam zła, gdy raz porządkowałam u siebie dużą ilość rozłożonych po dywanie opatrunków, w czym mi pomagała bliska znajoma, Jadwiga Horodyska, rzeźbiarka, a weszła w tej chwili przyjaciółka tej ostatniej, Renia Komorowska*, żona pułkownika. Irytowało mnie, że ta nieznana mi prawie osoba to wszystko widzi i zapewne przy sobie nie zachowa.
Po paru miesiącach milicja poczęła zbytnio się interesować pasażem, dwukrotnie zamknęła wszystkich, których tam zastała, przenieśliśmy się więc za gmach Skarbkowski, na żydowskie przedmieście Lwowa. Tam na dużym placu, wśród niesamowitych mas śniegu i błota, wśród nieprzebranych tłumów wszelkiego rodzaju szumowin i ludzi cywilizowanych, kupowało się i sprzedawało absolutnie wszystko, czego było i czego nie było potrzeba. Były tam i meble, i części samochodów i wszelkich innych maszyn, i czarna
10 Cytat pochodzi z XI księgi ("Rok 1812") Pana TadeuszaA. Mickiewicza ("O wiosno! Kto cię widział wtenczas w naszym kraju [...] obfita we zdarzenia, nadzieją brzemienna...).
34___________________________________Lwów
giełda na dolary, i obrazy, i firanki, i kołdry, koce, prześcieradła, poduszki nowe i stare, fenomenalnie brudne, spodnie męskie nowe i przenoszone, całe i podarte, cerowane i niecerowane, były wszystkie inne części garderoby męskiej i damskiej, od sukien wieczorowych do kwiecistych barchanowych szlafroków, były klucze i gwoździe, była porcelana cała i nadbita, guziki i szpilki, srebra prawdziwe i nieprawdziwe, instrumenty lekarskie i muzyczne oraz tłumaczenia romansów kryminalnych Wellsa.
To wszystko się sprzedawało i kupowało wśród niezmiernego wrzasku i ścisku. Gdy się tylko pokazywałam, moi dostawcy środków opatrunkowych zaraz zjawiali się przy mnie. Nazywali mnie doktorką i radzili mi sprzedawać chorym ten towar bardzo drogo, bo go już wkrótce nie będzie. Tymczasem inny handlarz sprzedawał koło mnie kajdanki, zupełnie nowe, które szerokim rzędem zwisały mu z ramienia, a obok na jednej z bud widniało żółte kółko gumowe dla chorego z przełkniętą przez środek mandoliną. Tę martwą naturę zapamiętałam sobie przez te długie lata. Patrzałam na to wszystko i przerażenie mnie ogarniało na widok tego kawałka Azji, który spadł na Lwów. Tu było tak tragicznie widoczne, że się do nas wdarł Wschód i że nas zalewa.
Wszelkim zresztą tego rodzaju wyprawom w celach handlowych i inwestycyjnych położyło kres zarządzenie sowieckie z 21 grudnia 1939, unieważniające walutę polską. Z godziny na godzinę stanęliśmy wszyscy wobec niczego. Szok był silny, zdenerwowanie w mieście ogromne. Ludzie, nie wiedząc o niczym, wchodzili do sklepów i żądali towarów. Na zapytanie kupca, czy mają ruble, bo złote już nie istnieją, osłupieli, trzeba ich było ze sklepu wyprosić. Inni wsiadali do tramwaju; gdy chcieli płacić, a nie mieli sowieckich pieniędzy, konduktor zatrzymywał tramwaj i kazał wysiadać. Nikt nic nie rozumiał. "Gdzie i po jakim kursie wymienia się złote na ruble?" "Po żadnym i nigdzie, złote są nieważne". Minimalna liczba Polaków we Lwowie miała wówczas ruble, trzeba było na to pracować u Sowietów. Przez Święta Bożego Narodzenia sytuacja była rozpaczliwa; potem się do pewnego stopnia poprawiła, dzięki czarnej giełdzie. Żydzi kupowali złote, ważne
22 września 1939-3 maja 1940_________________________35
jeszcze "po tamtej stronie" u Niemca, i dawali za dużą ilość złotych bardzo małą ilość rubli.
Święta były więc ciężkie, nie tylko z braku pieniędzy, ale więcej jeszcze - z zupełnego braku wiadomości politycznych. Ta panująca na carym świecie cisza przygnębiała nas pomimo wszystko, pomimo żeśmy nie wątpili, że to przecież już "nie może być długo". Napełniała nas nadzieją obecność generała Weyganda* na Wschodzie, wierzyliśmy, że z wiosną alianci i ci z Bliskiego Wschodu ruszą na Niemców, no i oczywiście bolszewicy wówczas "automatycznie wyjdą stąd"