Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.

- O ile wiem, nigdy nie otworzyłem przy panu ust - stwierdziłem, co było najzupełniejszą prawdą. Bezsens tego spotkania zaczynał mnie złościć. Przychodzi mi teraz na myśl, że nigdy w życiu nie byłem tak bliski bójki - dosłownie: bójki na pięści. Miałem chyba jakieś mgliste przeczucie, że ta ewentualność wisi w powietrzu, chociaż Jim nie groził mi bynajmniej. Przeciwnie, zachowywał się z jakąś biernością - rozumiecie - ale wyglądał ponuro i choć nie był wyjątkowo rosły, sprawiał wrażenie, jakby mógł ścianę rozwalić. Najbardziej uspokajającą oznaką, jaką w nim zauważyłem, było coś w rodzaju powolnego, głębokiego namysłu; musiał widocznie odczuć szczerość w moim głosie i zachowaniu. W sądzie sprawa o napad szła swoim trybem. Pochwyciłem słowa: "No więc - bawół - kij - przejęty okropnym strachem..." - Co pan sobie właściwie myślał, żeby się tak na mnie gapić przez całe rano? - powiedział Jim nareszcie. Podniósł na mnie wzrok i spuścił go znowu. - A pan się spodziewał, że będziemy wszyscy siedzieli ze spuszczonymi oczami ze względu na pańską wrażliwość? - odparłem sucho. Nie myślałem poddawać się potulnie jego wybrykom. Spojrzał znów na mnie i tym razem wzroku nie spuścił patrząc mi prosto w twarz. - Nie, nie o to chodzi - oświadczył, jakby rozmyślając nad słusznością mej odpowiedzi - wcale nie o to. Potrafię tamto znieść. Tylko - tu zaczął mówić trochę prędzej - nie pozwolę, żeby mi ktokolwiek wymyślał poza sądem. Z panem był jakiś człowiek. Pan mówił do niego - o tak - wiem z pewnością; wszystko to bardzo pięknie. Pan mówił do niego, ale pan chciał, żebym ja to usłyszał... Zapewniłem go, że jest pod wpływem jakiegoś złudzenia. Nie miałem pojęcia, skąd to wynikło. - Pan myślał, że nie będę śmiał zareagować - rzekł z ledwo dosłyszalną goryczą. Ponieważ mnie to zajmowało, rozróżniałem najlżejsze odcienie w mowie Jima, nic jednak nie rozumiejąc. Ale coś szczególnego w jego słowach - może ich ton właśnie, skłonił mnie do jak największej wyrozumiałości. Przestałem się złościć na tę kłopotliwą niespodziankę. Było to jakieś nieporozumienie. Jim się widocznie pomylił i doznałem wrażenia, że to jest jakaś ohydna, nieszczęsna pomyłka. Pragnąłem końca tej sceny ze względu na przyzwoitość, tak jak się pragnie uciąć jakieś niepowołane, wstrętne zwierzenia. A co najzabawniejsze, wśród rozważań wyższego rodzaju zdawałem sobie sprawę z pewnego rodzaju strachu przed możliwością - nawet prawdopodobieństwem - że ta przykra historia skończy się jakąś niesławną burdą, której niepodobna będzie wytłumaczyć i która mnie ośmieszy. Nie wzdychałem za trzydniową sławą człowieka, któremu oficer z "Patny" podbił oko czy nabił guza. Jim prawdopodobnie nie dbał o to co robi, a w każdym razie uważałby się za usprawiedliwionego we własnych oczach. Nawet i dziecko by poznało, że był wściekle zły z jakiejś przyczyny, choć zachowywał się spokojnie, a nawet obojętnie. Nie ukrywam, że pragnąłem niezmiernie uspokoić go za wszelką cenę - ale nie wiedziałem, jak to zrobić. Byłem jak w mroku bez najlżejszego światełka. Staliśmy naprzeciw siebie w milczeniu. Przytaił się przez jakieś piętnaście sekund, po czym zbliżył się o krok, a ja przygotowywałem się do odparcia ciosu, choć sądzę, że żaden muskuł mi nie drgnął. - Nawet gdyby pan był olbrzymem i miał siłę sześciu ludzi - powiedział bardzo cicho - i tak powiedziałbym panu, co o nim myślę. Pan... - Przestań pan! - krzyknąłem. To go zatrzymało na chwilę. - Zanim pan powie, co o mnie myśli - ciągnąłem szybko - może zechce mnie pan łaskawie poinformować, co ja takiego powiedziałem czy też zrobiłem? - Nastąpiła pauza; Jim patrzył na mnie oburzony, a ja wytężałem pamięć z nadludzkim wysiłkiem, w czym mi przeszkadzał głos o wschodnim brzmieniu w sali sądowej, protestujący płynnie, a beznamiętnie przeciw oskarżeniu o fałsz. Zaczęliśmy mówić prawie jednocześnie: - Pokażę panu zaraz, że nie jestem - powiedział, a jego ton groził wybuchem. - Oświadczam, że nie wiem - jednocześnie zapewniałem poważnie. Usiłował mnie zmiażdżyć pogardą swego wzroku. - A teraz, kiedy pan widzi, że się pana nie boję, to chce pan się wymigać - powiedział. - Kto teraz jest kundlem - co? - zapytał. Na koniec zrozumiałem, o co mu chodzi. Oglądał mi twarz, jakby szukał, gdzie ma mi wpakować pięść. - Nie pozwolę nikomu... - mruknął groźnie. Była to oczywiście ohydna pomyłka; zupełnie się przy tym obnażył. Nie umiem wam wypowiedzieć, jakie to było dla mnie przykre. Widać zobaczył odbicie moich uczuć na twarzy, bo jego wyraz trochę się zmienił. - Wielki Boże! - wykrztusiłem - pan chyba nie przypuszcza, że ja... - Przecież słyszałem na własne uszy - upierał się, po raz pierwszy od początku tej opłakanej sceny podnosząc głos. Potem dodał z pewnym lekceważeniem: - A więc to nie pan? Bardzo pięknie; znajdę tego drugiego. - Niech pan z siebie nie robi durnia - krzyknąłem z rozjątrzeniem - to wcale nie chodziło o pana! - Ja dobrze słyszałem - powtórzył znów ponuro, z nieugiętym uporem. Może kto inny by się roześmiał z tego uporu. Ale ja się nie roześmiałem. O nie! Nie zdarzyło mi się spotkać człowieka, który by się tak bezlitośnie zdradzał idąc za pierwszym porywem

Tematy

  • ZgĹ‚Ä™bianie indiaĹ„skiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego gĹ‚owa.
  • W dru- 14 Jego następcami byli: Antonin Zapotocky (1953-1957), Antonin Novotny (1957-1968), Ludwik Svoboda (1968-1975), Gustav Husak (1975-1989)...
  • Wojska konfederackie grabiły dobra ziemskie króla i jego popleczników, wojska wierne królowi mściły się na dobrach zwolenników konfederacji, zaś wojska rosyjskie jednakowo...
  • Notabene wzniosłość musi być dziś inaczej rozumiana, trzeba odjąć temu pojęciu jego neoklasycystyczną pompę, alpejski sztafaż, teatralną przesadę - wzniosłość jest dziś...
  • ł pkt 2 ustawy -Prawo o adwokaturze, adwokat nie może wykonywać zawodu, jeżeli jego małżonek pełni funkcje sędziowskie, prokuratorskie lub w okręgu izby adwokackiej, w...
  • Tak więc w roku 1382 gwałtowną śmierć ponieśli: książę Żmudzi Kiejstut, jego żona Biruta i komtur Ulrich von Kniprode, który nie odzy- skał dla zakonu purpurowego srebra...
  • Agamemnon pobladł z gniewu: to znaczy po prostu, że mają mu odebrać jego dar zaszczytny! Zresztą dobrze, odda Astynome, jeżeli to konieczne, ale niech wiedzą: wojsko musi mu dać...
  • Należało więc za czasów Moj żesza szukać rady u niego, a później u Aarona i jego następców; i u suwerennego władcy ludu bożego, który sprawował władzę bezpośrednio daną mu od...
  • Ebou Dar było wielkim portem morskim, dysponującym pewnie największą zatoką znanego świata, a jego pirsy niczym długie szare palce wyciągały się od nabrzeża,...
  • Mówiono o nim, że kiedyś jego szofer spowodował wypadek, jadąc po wąskich drogach Kornwalii z prędkością, która miała "rozgrzać" towarzyszącą Valance'owi wyjątkowo lodowatą...
  • O rozmiarach jego głupoty niech świadczy fakt, że potrzebował sporo czasu, żeby sobie uświadomić, iż stanowiłbym znacznie łatwiejszy cel, gdyby mnie uwiązał...