Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.

Fischero- wie byli dumni z moich sukcesów jako autora komik- sów i kiedy już dowiedzieli się, o co chodzi, zachwycili się moim pomysłem. Później rozmawiali ze mną, pisali listy albo prowadzili rozmowy międzymiastowe, chcąc mi powiedzieć, że właśnie przypomnieli sobie coś, co może się przydać... Słuchałem, czytałem, martwiłem się. Tak ciężko pra- cowałem, by wyczyścić, uporządkować pokój mego ży- cia, poznać jego zawartość. Nie po to, by pewnego dnia narysować go takim, jakim był, ale by wykorzystać go, pomagając mojemu chłopcu, uczynić jego własne życie czymś wyjątkowym. Mary Poe miała rację, mówiąc, że usiłowaliśmy robić wszystko jak najlepiej dla naszego syna. Ale oprócz rozmów o Bogu, o tym, dlaczego grzmot nie jest groźny, oprócz pieczołowicie zapakowanych kanapek i tylko dwóch ciasteczek na drugie śniadanie, wypraw do cyr- 198 ku, zabaw z piłką i innych atrakcji, oprócz wspólnego przedzierania się przez tabliczkę mnożenia, oprócz pra- żonej kukurydzy, strzyżenia trawnika, rozmów o śmier- ci psa, które powinny uczynić te wydarzenia konieczną częścią życia... Mimo iż wiedziałem, ile zostało zrobione, ciągle za- skakiwało mnie to, że jedna właściwa metoda wycho- wania tego niezwykłego dziecka niczym w zasadzie nie różniła się od jakichkolwiek innych dobrych rodziciel- skich sposobów. Historia mojego życia, tajemna wiedza, ogromna liczba książek, które przez te lata przeczyta- łem i przemyślałem — wszystko prowadziło do takich samych wniosków: należy kochać dzieci, uczyć je poko- ry, wewnętrznej równowagi i samokontroli, chwalić je, mówić „nie", kiedy to konieczne, przyznawać się do swoich błędów. Tak, wiecie już wszystko i nie muszę dalej tego tłu- maczyć. Być może po prostu mówię do siebie. Jak czło- wiek, który dziesięć razy sprawdzał swoją książeczkę czekową i nadal nie wie, dlaczego jest w długach. Mia- łem sto dolarów, tyle wydałem na to, tyle na tamto. Na wszystko mam rachunki, więc czemu zostało mniej niż zero? Dlaczego nasz syn zmienił się w nieuczciwy, po- nury, skryty strzęp człowieka? Te lata miłości, uważ- nego prowadzenia, pomocy powinny pozostawić w nim. coś dobrego. Ale nie zostawiły. Na tym „koncie" nie było niczego. — Cześć, Mary Poe. — Cześć, Greer Fischer. — Przyniosłaś swój rewolwer? — Tak. — Mogę go zobaczyć? — To ten sam, który widziałaś już pięć razy. — Proszę! Mary spojrzała na mnie, a ja kiwnąłem przyzwalająco głową. Rozpięła kurtkę i wyciągnęła broń z kabury pod pachą. Wyjąwszy ze środka naboje, pokazała ją Greer. — On jest ciężki? Wiedziałem, ku czemu zmierza. — Greer, nie dostaniesz go do ręki. Znasz zasady. 199 — Ja tylko pytałam. — Wiem, co robiłaś. Wolno patrzeć, ale nie dotykać. — Smith i Wesson. To oni go wymyślili? — Tak. — Czy oni robią bomby? — Nie wiem. — Czy ty masz broń, tato? — Wiesz, że nie. Ma ją tylko policja i prywatni detek- tywi, tacy jak Mary. — Lincoln ma broń. — O czym ty mówisz? Greer była bardzo bystra, ale zbyt wiele paplała. Ilekroć była w pokoju, chciała znaleźć się w światłach reflektorów i uczyniłaby w tym celu wszystko, włącznie z kłamstwem. Wodząc wzrokiem ode mnie do Mary, widziała, że trafiła w sedno tą informacją i zrobiła spryt- ną minkę. Wspinając mi się na kolana, skuliła się przy moim uchu i wyszeptała: — Obiecujesz, że nie powiesz? Lincoln nie wie, że ja wiem. Weszłam do jego pokoju i zobaczyłam to za ko- modą. On przyczepił to taśmą. Potaknąłem, jakby wszystko było w porządku. Twój brat ma w pokoju schowany pistolet? To świetnie. Udało mi się powiedzieć spokojnym tonem: — Nie wiem, do czego mu to potrzebne. No dobrze. Najdelikatniej, jak mogłem, postawiłem ją na pod- łodze. — Okey, wszystko w porządku. Może pójdziesz, ko- chanie, do kuchni i coś przekąsisz? Mary musi już za chwilę lecieć, a chcemy jeszcze trochę porozmawiać. Przyjdę do ciebie za minutkę. Rozczarowana tym, że jej tajemnica nie wywołała większego wrażenia, Greer wsunęła ręce do kieszeni i szurając nogami, wyszła z pokoju. Kiedy znikneła, powtórzyłem Mary to, co usłyszałem. Zacisnęła wargi i przymknęła oczy. — Cholera. Dobrze, Max, zachowaj spokój. Nie szalej, bo wszystko popsujesz. Po pierwsze musisz zobaczyć, co to takiego. Może to tylko pistolet na wodę lub na kapi- 200 szony, który chciał przed tobą ukryć. Jeśli jednak to prawdziwa broń, spróbuj odpisać numer seryjny, byśmy mogli sprawdzić, czy jest trefny. Musisz zrobić to z gło- wą, inaczej wdepniemy w spory kłopot. — Zajmę się tym. — Max... — Mary, zajmę się tym. Zrobię tak, jak powiedziałaś

Tematy

  • ZgĹ‚Ä™bianie indiaĹ„skiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego gĹ‚owa.
  • I Wypełniał też obywatel swój obowiązek względem rodu i rodziny poprzez potomstwo, które miało stanowić kontynuację rodu -201- oraz winne było przyjąć na siebie...
  • Ubrawszy się podszedł do lustra i znowu kichnął tak głośno, że indor, który podszedł w tej chwili do okna – okno zaś było bardzo blisko ziemi – zagulgotał mu nagle coś nader...
  • Rok temu czytałem tom jego opowiadań i lektura ta zrobiła na mnie takie wrażenie, jakiego od bardzo dawna, od czasów intelektualnego głodu, nie dane mi było...
  • To były pierwsze dni po wejściu sił rozjemczych, w okopach po obu stronach siedziało jeszcze mnóstwo żołnierzy i trzeba było to całe bractwo rozpoznać, policzyć i...
  • Chyba właśnie dlatego, a nie przez wdzięczność za uratowanie siostry, Malgmal nie pozwalał go utrącić, chociaż prawie nie było obiegu, w którym nie próbowano by zniszczyć Hory...
  • Wychowany w Ravensburgu Roo wiedział, że zima może przyjść wcześnie i niespodzianie, ale śniegi mogą też się i spóźnić i tylko bogom było wiadome, jak będzie w tym roku...
  • - Czy żąda pan, abym popełniła pocałunek? Było to świetnie zagrane: figlarna dziewczyna z 1915 roku, która podkpiwa sobie z wiktoriańskiego żarciku; wyglądała absurdalnie i...
  • Tak było w teatrze greckim, w teatrze szekspirowskim i tak jest do dziś...
  • Otaczały ją miniaturowe drzewka i dlatego z daleka wydawała się znacznie wyższa; w pogodny dzień można było z jej szczytu dostrzec starą garncarnię Elspeth...
  • Rzeczywiście, dla Roberta Beckwitha, profesora MIT, dotarcie na południe Francji podczas burzliwych dni maja 1968 roku było herkulesowym zadaniem...