Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Odpowiedział uśmiechem i wyprężył się. Nie, Tylin go nie zmieniła. Był tym samym człowiekiem, którym był zawsze.
Widowisko Luki było co najmniej pięćdziesiąt razy bardziej okazałe niż to wynikało z opowieści Thoma, a może i bardziej – rozległa gmatwanina namiotów i wozów o rozmiarach dużej wioski. Mimo złej pogody liczni artyści ćwiczyli na otwartej przestrzeni. Kobieta w dopasowanej białej bluzce i spodniach równie obcisłych jak jego, kołysała się siedząc na luźnej linie rozpiętej między dwoma wysokimi słupkami. Nagle znienacka puściła chwyt, zanim jednak spadła na ziemię, zdążyła zaczepić jedną stopą o linę. Potem skręciła się, schwyciła linę dłońmi, podciągnęła się, usiadła i zaczęła wszystko do nowa. Niedaleko pewien człowiek naprawdę biegł po jajowatym kole, które musiało mieć długość co najmniej dwudziestu stóp, umieszczonym na platformie – kiedy skoczył przez jego węższy koniec, musiał znajdował się jeszcze wyżej nad powierzchnią ziemi niż kobieta, która wkrótce miała z pewnością skręcić kark, Mat przyjrzał się przelotnie obnażonemu do pasa mężczyźnie, który toczył trzy lśniące kule po swoich rękach i barkach, ani razu nie dotykając ich dłońmi. To było naprawdę ciekawe. Może sam by też potrafił. Przynajmniej od tych kul nie krwawi się i nie ma złamań. Przeżył już tego dość, by starczyło na całe życie.
Jego prawdziwe zainteresowanie wzbudziły szeregi koni. Długie szeregi koni, przy których trudziły się z dwa tuziny opatulonych mężczyzn, wybierających nawóz. Setki koni. Z pewnością Luca musiał przyjąć pod swe skrzydła jakiegoś seanchańskiego tresera, nagrodą zaś był glejt od Szlachetnej Lady Suroth, pozwalający mu zatrzymać wszystkie te zwierzęta. Oczko, wierzchowiec Mata, znalazł bezpieczne schronienie przed loterią zarządzoną przez Suroth w stajniach Pałacu Tarasin, jednak wydostanie go stamtąd stanowiło zadanie ponad możliwości. Tylin praktycznie rzecz biorąc nałożyła mu obrożę i nie zamierzała uwolnić w dającym się przewidzieć czasie.
Odwrócił się od przykuwającego uwagę widoku i przez chwilę zastanawiał, czy nie kazać Vaninowi ukraść kilku z tych koni, gdyby rozmowy z Luką skończyły się niepomyślnie. Na ile Mat zdążył już się zorientować w umiejętnościach Vanina, dla tamtego zdumiewającego człowieka byłaby to tylko wieczorna przechadzka. Choć z pozoru gruby i niezdarny, Vanin potrafił ukraść i dosiąść jego konia, jakiego tylko spłodziła klacz na tej ziemi. Nieszczęśliwie się składało, że Mat nie sądził, iż on sam byłby w stanie trzymać się w siodle dłużej niż milę. A jednak pomysł godny był uwagi. Powoli sytuacja zaczynała się robić rozpaczliwa.
Szedł kulejąc i nieuważnym wzrokiem obserwował ćwiczących linoskoczków, akrobatów, żonglerów, zastanawiając się równocześnie, w jaki sposób znalazł się w tym impasie. Krew i popioły! Przecież był ta’veren! Miał rzekomo kształtować świat wedle swej woli! A oto proszę! Uwięziony w Ebou Dar, pieszczoszek i zabawka Tylin – ta kobieta nie pozwoliła mu nawet wyzdrowieć do końca, rzuciła się na niego jak kaczka na robaka! – podczas gdy pozostali świetnie się bawili. Mając te wszystkie Kuzynki u swych stóp, Nynaeve z pewnością rządziła każdym w zasięgu ręki. Kiedy Egwene wreszcie zrozumie, że te bredzące, bez reszty obłąkane Aes Sedai, które zrobiły z niej Amyrlin, wcale tego zrobić nie zamierzały, będzie miała pod ręką Talmanesa i Legion Czerwonej Ręki, gotowych ją wy dostać z opresji. Światłości, niewykluczone, że Elayne nosi już na głowie Różaną Koronę, w jej przypadku to zupełnie możliwe! Rand i Perrin pewnie rozpierają się przed kominkiem w jakimś pałacu, popijając wino i opowiadając sobie dowcipy.
Nagle delikatnym błyskiem w jego głowie zawirowały kolory – skrzywił się i potarł czoło. Ostatnimi czasy zdarzało się to zawsze, gdy pomyślał o którymś z nich. Nie miał pojęcia, co to oznacza i nie chciał wiedzieć. Chciał tylko, żeby to się już skończyło. Gdyby tylko potrafił się wydostać z Ebou Dar. I zabrać ze sobą tajemnicę fajerwerków, rzecz jasna. Ucieczka była dlań jednak znacznie ważniejsza niż jakiekolwiek tajemnice