Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
My z Pieczorinem siedzieliśmy na
honorowym miejscu i oto podeszła do niego młodsza córka gospodarza, dziewczyna
szesnastoletnia, i odśpiewała na jego cześć... jakby to powiedzieć?... rodzaj
komplementu.
— A co ona odśpiewała, nie pamięta pan?
— Hm, zdaje się, że tak: „Zgrabni są, powiadają, nasi młodzi dżygici i kaftany
na nich srebrem lamowane, a młody ruski oficer od nich zgrabniejszy i galony na
nim złote. On jak topola między nimi; ale nie rosnąć mu, nie kwitnąć w naszym
ogrodzie." Pieczorin wstał, ukłonił się jej przyłożywszy dłoń do czoła i do
serca i prosił mnie, żebym jej odpowiedział; dobrze władam ich językiem, więc
przetłumaczyłem jego odpowiedź.
Gdy od nas odeszła, szepnąłem Grigoriowi Aleksandrowiczowi: ,,No co, jaka?"
„Cudna! — odrzekł — a jak ma na imię?" — „Na imię ma Bela" — odpowiedziałem.
15
I rzeczywiście była ładna: wysoka, wiotka, oczy czarne jak u kozicy, rzekłbyś,
zaglądały człowiekowi do duszy. Pieczorin w zadumie nie spuszczał z niej oczu i
ona często na niego zerkała... Ale nie tylko Pieczorin zachwycał się śliczną
kniaziówną: z kąta izby patrzyła na nią druga para oczu, nieruchomych,
płomiennych. Zacząłem się wpatrywać i poznałem mego dawnego znajomka, Kazbicza.
Był on, wie pan, ni to przyjazny, ni to nieprzyjazny. Podejrzeń ciążyło na nim
dużo, choć nie złapano go na żadnej swawoli. Bywało, przyprowadzał nam do
fortecy barany i sprzedawał je tanio; ale nigdy się nie targował: ile zażąda,
dawaj, a choćby go zarżnąć, nie ustąpi. Mówiono o nim, że lubi włóczyć się za
Kubań z abrekami9, i prawdę mówiąc gębę miał arcyzbójecką; był niewielkiego
wzrostu, suchy, barczysty... A już zręczny był, zręczny jak bies! Beszmet10
zawsze porwany, w łatach, a broń w srebrze. A jego wierzchowiec słynął na całą
Ka-bardę — i słusznie, lepszego konia nie sposób sobie wyobrazić. Nie darmo
zazdrościli mu go wszyscy jeźdźcy i nieraz próbowali ukraść, ale to się nie
udawało. Widzę tego źrebca, jakby to było dziś: czarny jak smoła, nogi — struny,
oczy nie brzydsze niż u Beli; a co za siła! może galopować choć pięćdziesiąt
wiorst; a ujeżdżony! — jak pies biegał za swym panem, nawet jego głos znał! On
go czasem nawet wcale nie uwiązuje. Taki już zbójecki koń!...
Tego wieczora Kazbicz był chmurniejszy niż kiedykolwiek i zauważyłem, że pod
beszmetem ma kolczugę. „Nie bez kozery ma na sobie tę kolczugę — pomyślałem —
już on pewno coś knuje."
W sakli zrobiło się duszno, więc wyszedłem na dwór się orzeźwić. Noc już kładła
się na góry i mgła zaczynała rozsnuwać się po wąwozach.
Przyszło mi do głowy zajrzeć pod szopę, gdzie stały nasze wierzchowce,
zobaczyć, czy mają paszę, a przy
16
tym ostrożność nigdy nie zawadzi: konia miałem świetnego i już niejeden
Kabardyniec czule na niego spoglądał przygadując: jakszy tche, czek jakszy!
Skradam się wzdłuż płotu i raptem słyszę głosy; jeden głos poznałem od razu: to
był obwieś Azamat, syn naszego gospodarza; drugi mówił mniej i ciszej. „O czym
oni tu gadają — pomyślałem — czy aby nie o moim koniku?" Przysiadłem pod płotem
i zacząłem słuchać usiłując nie przepuścić ani słowa. Chwilami śpiewy i gwar
buchające z sakli zagłuszały interesującą mnie rozmowę.
„Wspaniałego masz konia! — mówił Azamat — gdybym był w domu gospodarzem i miał
tabun z trzystu klaczy, oddałbym połowę za twojego bieguna, Kazbicz!"
„A, Kazbicz!" — pomyślałem i przypomniałem sobie kolczugę.
„Tak — odpowiedział Kazbicz po dłuższej chwili — w całej Kabardzie nie
znajdziesz takiego. Raz, to było za Terekiem, jeździłem z abrekami odbijać
rosyjskie tabuny; nie poszczęściło się nam i rozsypaliśmy się na wszystkie
strony. Za mną pędziło czterech Kozaków; słyszałem już za sobą krzyki giaurów, a
przede mną był gęsty las. Przywarłem do kulbaki, powierzyłem siebie Allachowi i
pierwszy raz w życiu znieważyłem konia uderzeniem bata. Jak ptak dał nurka w
gąszcz; ostre ciernie darły mi odzież, suche gałęzie karagaczu n biły mnie po
twarzy. Koń mój sadził przez pnie, piersią rozrywał krzaki. Lepiej by było
porzucić go na skraju i już na piechotę ukryć się w lesie, lecz żal mi było z
nim się rozstać i Prorok mnie wynagrodził