Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
I tak też zaczynał się czuć.
Tego roku akurat tradycyjne spotkanie aragońskich medyków miało odbyć się w Saragossie.
- Doskonale się składa - orzekł Nunio. - Poznasz od razu wszystkich kolegów.
Poukładali tak swe zajęcia, aby obaj mogli uczestniczyć w zjeździe. Odbywał się on w jednej z podmiejskich gospod.
Kiedy przybyli na miejsce, zastali swych siedmiu kolegów nad winem i pieczoną kaczką dobrze natartą czosnkiem, bo już w drzwiach uderzył ich zapach. De Calca i Montenegro wstali, by ich powitać, Nuńo zaś z widoczną satysfakcją przedstawił Jonasza pięciu przyjezdnym medykom. Po sutym obiedzie de Calca rozpoczął wykład o roli pulsów w diagnozowaniu chorób.
Zdaniem Jonasza był to źle przygotowany wywód. Zrobiło mu się wręcz przykro, że egzaminował go człowiek dysponujący tak ograniczoną wiedzą. Tym bardziej zaskoczył go aplauz, jakim pozostali uczestnicy zjazdu nagrodzili kiepskiego prelegenta. A kiedy Calca poprosił o pytania, nikt nie zabrał głosu! Jak mogli nie zauważyć, że mówca popełnił błąd, wymieniając zaledwie trzy rodzaje pulsów, silny, słaby i skaczący? Czy wypada sprostować tę
302
pomyłkę? Zdawał sobie sprawę, że jest dopiero początkującym lekarzem, w końcu jednak nie wytrzymał i podniósł rękę.
— O, senior Callicó? Proszę, proszę! - De Calca z jawnym rozbawieniem udzielił mu głosu.
— Pragnę dodać... zwrócić uwagę szanownemu gremium... iż Awicenna wymienia dziewięć rodzajów pulsu.
Dwa pierwsze to puls równy, który ewidentnie świadczy
O pełnym zdrowiu, oraz mocny, który jest silniejszy od
pierwszego i mówi o szczególnie silnym sercu. Ich przeciwieństwem jest puls słaby, oznaczający, ogólnie mówiąc,
mały zasób sił życiowych, Awicenna wszakże wymienia
jeszcze sześć jego odmian: długi i krótki, wąski i pełny,
powierzchowny i głęboki. - Rozejrzawszy się po sali,
zauważył z lekką konsternacją ponurą minę de Calki.
- Jak to dobrze - rzucił żartobliwie Nuńo, ciężko
podnosząc się z ławy - że mamy tu zarówno młodego
lekarza z głową nafaszerowaną świeżo nabytą wiedzą, jak
i wytrawnego praktyka, który dzięki bogatemu doświadczeniu i własnym cennym obserwacjom doskonale umie wybrać te spośród reguł naszego rzemiosła, które najskuteczniej służą nam w codziennej praktyce.
Dały się słyszeć zduszone śmieszki, zaraz jednak znowu rozległo się tupanie i głośne oklaski. Udobruchany Calca uśmiechnął się z zadowoleniem. Jonasz z trudem opanował irytację. Czerwony ze wzburzenia, bez słowa usiadł na ławie.
Pofolgował sobie dopiero w domu.
— Jak mogliście, mistrzu, mówić takie rzeczy, dobrze
wiedząc, że to ja mam rację?
— Bo znam Pedra de Calcę - najspokojniej w świecie
odrzekł Nuńo. -Jeśli mu się narazisz, oskarży cię o herezję.
Wszyscy obecni dzisiaj w gospodzie doskonale wiedzą, co to
za człowiek. Może kiedyś nadejdzie dzień, gdy wolno nam
będzie nie zgadzać się z ignorancją i publicznie wyrażać
sprzeciw bez groźby utraty życia, teraz jednak tak nie jest
i nieprędko to jeszcze nastąpi.
303
Jonasz spuścił głowę: mistrz znów miał rację, a on znów zachował się jak głupiec. Wymamrotał kilka słów przeprosin, lecz Nunio jeszcze nie skończył. Nieraz bagatelizował różne incydenty, ale nie ten.
- Kiedy przyszedłeś do mnie przed laty, byłeś w pełni
świadom konsekwencji, jakimi groziłoby ci ujawnienie swojej wiary. Słusznie, ale teraz musisz brać pod uwagę coś jeszcze: twoja obecna profesja też ma swoje niebezpieczne strony. Dlatego zalecam ci wielką ostrożność. -Uśmiechnął
się nagle jak psotny chłopiec. - A poza tym chcę ci
powiedzieć, że korygując wystąpienie Calki, sam popełniłeś
pewien błąd. W tej części "Kanonu", którą dałeś mi do
przeczytania, Awicenna pisze, że jest dziesięć rodzajów
pulsu, a wymienia ich tylko dziewięć! A ty tego nie zauważyłeś. Pisze również, że te subtelne różnice pulsów potrafi
wyczuć tylko doskonale wyszkolony medyk. Przekonasz się
z czasem, iż z czystym sumieniem da się to powiedzieć
zaledwie o paru poznanych dzisiaj kolegach. Reszta... Niechaj Bóg ma w opiece ich pacjentów.
Trzy tygodnie po zjeździe Nunio poważnie zaniemógł. Szedł właśnie na górę, gdy poraził go rozdzierający ból w piersiach, nagły jak pchnięcie sztyletem. Ogarnęła go straszna słabość, tak obezwładniająca, że zmuszony był usiąść, inaczej runąłby ze schodów. Jonasz po powrocie z wizyt wprowadził akurat konia do stajni, gdy nadbiegła przerażona Reyna:
- Prędko! Strasznie z nim źle!
We dwójkę dźwignęli chorego i zataszczyli do łóżka. Nunio nawet teraz, blady i zlany potem, nie przestawał zachowywać się jak nauczyciel.
- Objawy... - dyszał urywanym głosem - zapamiętaj... Ból jest tępy... Tępy, a... nie ostry... ale silny... bardzo
silny...
Puls miał tak nieregularny, że Jonasza ogarnęło przerażenie. Jeszcze nigdy nie słyszał, żeby czyjeś serce biło w taki sposób... takimi dzikimi zrywami. Niepodobna było uchwycić jakiegokolwiek rytmu. Podał choremu trochę jabłkowego
likworu z kamforą, lecz ból nie ustawał ani nie łagodniał jeszcze przez cztery godziny. Dopiero pod wieczór zaczął nieco przycichać i wreszcie ustał.
Nunio, choć słaby jak kurczę, był całkiem spokojny i mógł już normalnie mówić