Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Ba, wypomnisz
sam sobie, żeś nie przyjechał do Rzymu już przed dziesięciu laty! Ale jeśli
zaufasz
tej przystępności i przyjdziesz do tegoż domu nazajutrz, utkwisz w kącie nie
poznany przez
nikogo, jak zwykły natręt. Gospodarz, który jeszcze wczoraj zachęcał cię do
częstych wizyt,
będzie długo się zastanawiał, ktoś ty zacz i skąd właściwie się tu wziąłeś.
Załóżmy jednak, że
ponownie uzna cię za przyjaciela! Otóż gdybyś przez trzy lata nieprzerwanie
składał tam codzienne
wizyty, potem zaś przestał bywać przez takiż sam okres, nikt się nawet nie
zainteresuje,
nikt nie zapyta, jeśli zjawisz się ponownie, co to działo się z tobą przez czas
tak długi.
Niekiedy ktoś przygotowuje przyjęcia, długie i szkodliwe dla zdrowia, albo też
rozdawnictwo
paczek z podarunkami. Najpierw więc rozważa troskliwie, czy wypada zaprosić
kogoś
obcego – oczywiście prócz tych osób, którym należy się wzajemność. Jeśli po
gruntownym
przemyśleniu sprawy uzna to za wskazane, kogóż wybierze? Człowieka, co sypia
przed domami
woźniców cyrkowych; szulera, który posiadł arkana gry w kości; kuglarza,
udającego,
że zna tajniki magii. Natomiast ludzi wykształconych i rozumnych unika się jako
bezużytecznych
i przynoszących nieszczęście”.
Wydaje się, że w sposób szczególnie bolesny zapisał się w pamięci Ammiana rok
384,
kiedy to, jak relacjonuje historyk, doszło do niebywałego skandalu.
„Postanowiono mianowicie
usunąć z miasta ludność napływową, zaczęły się bowiem poważne trudności z
zaopatrzeniem
w żywność. Wypędzono więc, i to bezzwłocznie, przedstawicieli nauk wyzwolonych,
choć było ich niewielu, garstka zaledwie. Pozwolono natomiast pozostać osobom
towarzyszącym
aktorom scenicznym; i to zarówno należącym do obsługi, jak też tylko podającym
się
czasowo za takie. Tak więc mogły przebywać tu nadal tancerki w liczbie aż trzech
tysięcy
wraz ze swymi chórami i nauczycielami; nikt ich więcej nie zaczepił. Toteż gdzie
tylko oczy
zwrócisz, widzisz tutaj kobiety w wysokich fryzurach z lokami, aż do obrzydzenia
wycierające
posadzkę stopami, gdy szybko zataczają koła; usiłują bowiem ruchami wyrazić
niezliczone
sceny, zmyślone w sztukach scenicznych. A ileż to z owych niewiast mogłoby,
gdyby za mąż
wyszły, mieć już po troje dzieci!”
Czy również i Ammiana usunięto na czas jakiś ze stolicy wtedy, gdy głód jej
groził? Takie
przypuszczenia wysuwają dziś niektórzy badacze, uważając pasję, jaka przebija z
cytowanej
wypowiedzi, za oczywisty tego dowód. Może jednak represje administracyjne
dotknęły nie
jego osobiście, lecz przyjaciół i bliskich? Tak czy inaczej, trudno nie wyczuć
głębokiego żalu
w dalszych słowach:
„Niegdyś, gdy Rzym był rzeczywiście przybytkiem cnót wszelkich, wielu spośród
znakomitych
panów tutejszych zatrzymywało przy sobie więzami różnych uprzejmości wolno
urodzonych
przybyszów – jak owi homerowi Lotofagowie czynili to samo słodyczą owoców.
Obecnie wszakże nadęta pycha niektórych osób uważa za godne tylko pogardy
wszystko, co
się zrodziło poza granicami miasta. Chyba że chodzi o ludzi bezdzietnych lub
nieżonatych.
Rzecz to bowiem wprost niewiarogodna, jak zabiega się w Rzymie o względy tych,
co potomstwa
nie mają!64
64 Amm. Marc., H., 14, 6–21 (wyjątki).Wszystkie przytoczone dotychczas
wypowiedzi pochodzą z księgi XIV Historii, powstałej
wkrótce właśnie po roku 384. Może więc chodzi o upust chwilowej niechęci,
wyrosłej gwałtownie
pod wpływem niewątpliwie przykrego doznania, jakim była sama obserwacja polityki
władz miejskich wobec przybyszów? Lecz nie! Ammian powraca do tejże tematyki
„antyrzymskiej”
również w księdze XXVIII, napisanej przecież w kilkanaście lat później. Daje
znowu wyraz swej wręcz obsesyjnej antypatii do mieszkańców stolicy, zwłaszcza do
tych z
warstw najbogatszych. I znowu kreśli ostrym, jadowitym piórem satyryka cały
szereg scen
obyczajowych i obrazków wziętych wprost z życia – z ulicy, z term i pałaców.
Oto wielmoża, odziany w lśniące szaty jedwabne, kroczy otoczony tłumem służby,
wśród
hałasu i zamieszania. Kiedy tylko znajdzie się w sklepionych salach łaźni,
zaczyna pokrzykiwać
groźnie: A gdzież to podziali się moi?! – choć ma przy sobie pięćdziesięciu
ludzi. Lecz
oto gruchnęła wieść, że zjawiła się jakaś nie znana tu dotychczas prostytutka
lub dziewka, co
przyjechała z miasteczka, gdzie mógł ją mieć każdy. Dostojni panowie biegną ku
niej na wyścigi,
wdzięczą się i wynoszą pod niebiosa szpetnymi pochlebstwami starą ladacznicę –
niby
dawni mieszkańcy Wschodu swoją Semiramidę, niby Egipcjanie Kleopatrę lub
Palmireńczycy
Zenobię. A postępują tak ludzie, których przodków cenzor piętnował, jeśli się
ośmielili w
obecności córki ucałować własną żonę!
Jakże zaś wyglądają sceny wzajemnych powitań? Gdy spotka się dwóch piersią w
pierś,
całują się, odwracają jednak przy tym głowy niby byki, co bodą. Pochlebcom dają
do ucałowania
kolana lub ręce, uważając to za zaszczyt i pełnię szczęścia dla wyróżnionego. Są
też
przekonani, że aż nazbyt uprzejmie traktują cudzoziemca, jeśli zapytają, z
jakich to korzysta
łaźni lub wód i w jakim zatrzymał się domu.
Często nawiedzają ich pałace próżniacy gadatliwi, pochlebczo przyklaskując
każdemu
słowu możnego pana, na wzór i podobieństwo owych pieczeniarzy, tak wyśmiewanych
w
dawnych komediach