Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Powiedział żonie, żeby nie robiła zamieszania— , „uderzał w koperczaki”, dodał (to było o mnie). To para naprawdę bardzo miłych, prostych ludzi. Ich żarty zawsze są życzliwe. Co prawda wolałbym, żeby byli bardziej przychylni nowym ideom — w gospodarstwie oczywiście. On nie wygląda mi na człowieka, który by cokolwiek czytał na ten temat; z całkowitym samozadowoleniem prowadzi gospodarstwo tak, jak to robił jego pradziadek. Moim zdaniem rolnictwo zawsze jest najbardziej zacofanym sektorem w ekonomice kraju. Cóż, tkwienie korzeniami w ziemi to nic innego jak odwieczny instynkt pewnych warstw społecznych.
Być może wczoraj, przed wyjściem, powinienem był porozmawiać z Twoją matką. Napiszę do niej. Mam nadzieję, że pogodzi się z myślą o Waszym rozstaniu. Wiem, że wiele dla niej znaczysz, lecz zdaje mi się, że całkiem mnie lubi.
Możliwe, że przyjdę w czwartek, choć to zależy od pogody. Jeśli nie, to w sobotę.
Mnóstwo uścisków
twój kochający Jim
.
Po listach Johnniego de Burgha nie była to epistoła obliczona na wzniecenie porywów ducha w dziewczynie!
Jim zaczynał Celię irytować. Czuła całym sercem, że mogłaby go z łatwością pokochać; niechby tylko był choć trochę inny!
Podarła list na drobne kawałki i wyrzuciła go do kosza.
4
Jim nie był typem kochanka. Brakowało mu śmiałości. Poza tym miał na każdy temat własną teorię.
Co więcej, Celia ani trochę nie była kobietą, która mogłaby poruszyć w nim to, co było do poruszenia. Inna, doświadczona, potrafiłaby go ośmielić i sprawić, by stracił głowę — ze zbawiennym dla niego skutkiem.
Nie było innej, i Celia nie była inna, stąd też ich wzajemne stosunki nie satysfakcjonowały ani jej, ani jego. Wyglądało na to, że stracili poprzednią łatwość przestawania ze sobą na płaszczyźnie przyjacielskiej, nic w zamian nie zyskując. Celia nadal podziwiała Jima za jego charakter, nadal nudziły ją ich rozmowy, nadal doprowadzały do szału jego listy i nadal, ogólnie rzecz biorąc, przygnębiało ją życie.
Tym, z czego czerpała prawdziwą radość, było szczęście jej matki.
Dostała list od Petera Maitlanda, któremu (w tajemnicy) doniosła o swoich zaręczynach.
Wszystkiego najlepszego, Celio (pisał Peter). On sprawia na mnie wrażenie całkiem rozsądnego gościa. Nie piszesz, czy dysponuje jakimś kapitałem. Mam nadzieję, że tak. Dziewczęta nie myślą o takich sprawach, lecz zapewniam Cię, droga Celio, że to się liczy. Jestem od Ciebie sporo starszy i wiem, jak wygląda kobieta, która boryka się z codziennością, a nawet wiem, jak wygląda jej mąż, ów wiecznie skonany mężczyzna, zamartwiający się na śmierć z powodu problemów finansowych. Chciałbym, żebyś żyła jak królowa. Nie jesteś stworzona do niewygód.
To wszystko, co miałbym dopowiedzenia. Przyjrzę się temu młodemu człowiekowi, kiedy przyjadę we wrześniu, i stwierdzę, czy jest Ciebie wart. Choć Ciebie, Celio, oczywiście, nikt nie jest wart!
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego, moja staruszko, i obyś nigdy nie miała większych zmartwień.
Twój, jak zwykle, Peter
5
Dziwne to, a jednak prawdziwe, że największą radość związaną z narzeczeństwem sprawiała Celii myśl o przyszłej teściowej. Znów zawładnął nią dawny, dziecinny podziw dla pani Grant. Ta, choć zdążyła poświeć, nadal miała ten sam co niegdyś królewski wdzięk, te same piękne, niebieskie oczy i gibką figurę, ten sam czysty, piękny głos, tę samą władczą osobowość.
Adoracja Celii, której nie sposób było nie zauważyć, najwyraźniej sprawiała pani Grant przyjemność. Możliwe, że nie całkiem była usatysfakcjonowana wiadomością o zaręczynach. Możliwe, że czegoś jej w tym wszystkim brakowało. Zgodziła się z decyzją dwojga młodych, że zaręczyny zostaną ogłoszone dopiero za pół roku, a ślub odbędzie się rok później.
Jim uwielbiał swoją matkę, cieszył się, że jego żona też ją będzie uwielbiać.
Babunia była bardzo zadowolona z narzeczeństwa Celii, choć to jej wcale a wcale nie przeszkadzało w robieniu aluzji co do trudności pożycia dwojga małżonków, poczynając od biednego Johna Godolphina, który nabawił się raka przełyku podczas miodowego miesiąca, kończąc na starym admirale Collingwayu, który zaraził swoją żonę brzydką chorobą, a potem zadał się z guwernantką. „W końcu, moja droga, doszło do tego, że biedactwo nie mogło trzymać w domu żadnych pokojówek. Admirał wyskakiwał na nie zza drzwi, i to kompletnie nagi. Naturalnie, w takiej sytuacji nie mogły tam pozostać”.
Celia zauważyła, że Jim jest aż nazbyt zdrowy na to, by móc dostać raka przełyku („Ach, moja droga, ale to zdrowi go dostają”, wtrąciła swoje babunia) i że brakuje jej wyobraźni, by zobaczyć statecznego Jima w roli podstarzałego satyra, wyskakującego zza drzwi i napadającego na własne służące.
Babunia lubiła Jima, aczkolwiek w głębi ducha była nim odrobinkę rozczarowana. Młody mężczyzna, który nie pije, nie pali i który wygląda na skrępowanego, kiedy ktoś w jego obecności opowiada dowcipy, nie pasował do jej wyobrażeń o młodych mężczyznach. To prawda, babunia gustowała w bardziej męskich młodych mężczyznach.
— Choć — powiedziała ożywiona nagłą nadzieją — widziałam, jak wczoraj wieczorem podniósł pełną garść żwiru z tarasu, z miejsca, po którym stąpałaś.
Na próżno Celia usiłowała przekonać babunię, że owa garść żwiru była argumentem w dyskusji o geologii. Babunia nie zamierzała dać się zwieść.
— To się tylko tak mówi, kochaneczko. Ale ja znam młodych mężczyzn. Młody Planterton nosił moją chusteczkę na sercu przez siedem lat, a przecież tylko raz mnie spotkał, na balu.
Skutkiem niedyskrecji babuni o zaręczynach dowiedziała się pani Lukę.
— Słyszę, że dopięłaś celu, jeśli chodzi o twojego młodzieńca. Dobrze zrobiłaś, odmawiając Johnniemu de Burghowi. George powiedział, by ci go nie odradzać, bo to dobra partia, lecz mnie osobiście Johnnie zawsze kojarzył się z dorszem. — Oto i cała pani Lukę. Mówiła dalej: — Ale, ale. Wciąż się o ciebie dopytuje Roger Raynes. Osobiście odradzałabym go. Nie chcę przez to powiedzieć, że nie jest dobrze sytuowany. To dlatego nigdy nie zajmie się na serio swoim głosem. A szkoda, mógłby być profesjonalistą. Nie przypuszczam jednak, by ci się podobał, jest taki mały i taki okrąglutki. No i jada steki na śniadanie i zawsze się zacina przy goleniu. Nie cierpię mężczyzn, którzy się zacinają przy goleniu.
6
Któregoś czerwcowego dnia zjawił się Jim