Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Przy tych spotkaniach pierwszym jego odruchem było: w jakim stopniu można jeszcze temu człowiekowi ufać? I zaraz pojawiała się druga myśl - czy aby nie pora już pozbyć się tego człowieka? Stalin wiedział doskonale, że Abakumow obłowił się w czterdziestym piątym roku. Ale karać go wcale mu nie było pilno. Stalin był rad, że Abakumow okazał się właśnie taki. Takimi lżej rządzić. Stalin zawsze najbardziej miał się na baczności przed bezinteresownymi idealistami w typie Bucharina. To najsprytniejsi komedianci - trudno ich rozgryźć. Ale nawet człowiekowi tak nieskomplikowanemu jak Abakumow nie można było ufać, jak w ogóle nikomu na świecie. Nie ufał własnej matce. Bogu też nie. Nie wierzył swoim towarzyszom partyjnym. Nie wierzył chłopom, że zechcą siać ziarno i żąć zboże, jeżeli nikt ich nie będzie do tego zmuszał i kontrolował. Nie wierzył robotnikom, że będą pracować, jeżeli nie ustali się dla nich norm. I tym bardziej nie ufał inżynierom. Nie wierzył żołnierzom i generałom, że pójdą się bić nawet bez karnych kompanii i oddziałów bezpieczeństwa wewnętrznego. Nie ufał swoim powiernikom. Nie ufał swoim żonom i kochankom. Dzieciom swoim też nie ufał... I zawsze się okazywało, że miał rację! Zaufał zaś -jednemu tylko człowiekowi, jemu jedynemu w ciągu całego swego, pełnego podejrzeń, życia. Ten człowiek na oczach całego świata okazał tyle zdecydowania i w przyjaźni, i w nienawiści, z takim rozmachem obrócił hołoble, żeby podać przyjazną dłoń wczorajszemu wrogowi. To nie był gaduła, to był człowiek czynu. I Stalin mu wierzył. Człowiekiem tym był Adolf Hitler. Z aprobatą i złośliwą uciechą Stalin przyglądał się, jak Hitler gromił Polskę, Francję, Belgię, jak jego samoloty zaścielały niebo nad Anglią. Mołotow wrócił z Berlina wystraszony. Wywiad donosił, że Hitler ściąga wojska ku wschodniej granicy. Hess uciekł do Anglii. Churchill uprzedził Stalina o zbliżającym się ataku. Wszystkie kawki na białoruskich osikach i galicyjskich topolach skrzeczały o wojnie. Wszystkie baby na wszystkich rynkach całego jego własnego kraju przepowiadały wojnę, nie dziś to jutro. Jeden tylko Stalin zachowywał niezmącony spokój. Słał do Niemiec surowce, pociąg za pociągiem i nie starał się obwarować granicy, żeby tylko nie urazić kolegi. Bo ufał Hitlerowi! Za tę wiarę omal nie zapłacił wtedy własną głową. Tym bardziej teraz już nikomu nie ufał!... Tę wyczuwalną presję nieufności Abakumow mógłby odeprzeć paroma gorzkimi słowami, ale nie śmiał. Bo też i po co ta cała zabawa w ołowiane wojsko, na diabła było wzywać tego osła Popiwodę *13 i omawiać z nim jakieś felietoniki przeciw Ticie? A znów tych dzielnych chłopaków, których Abakumow wyznaczył żeby skłuli niedźwiedzia w jamie - nie trzeba było dyskwalifikować na podstawie teczek personalnych, tylko przyjrzeć im się własnym okiem - i zaufać. No pewno, teraz to licho już wie, co z tego całego zamachu wyjdzie. Abakumowa samego gniewał taki brak giętkości. Ale on znał swojego Gospodarza! Należało mu służyć jakąś częścią sił, może większą częścią, ale nigdy - ich pełnią. Stalin nie tolerował jawnej opieszałości. Ale zbyt efektownego wykonania zadań - wprost nienawidził. Nikt, prócz niego samego, nie powinien był niczego wiedzieć, umieć i robić bez zarzutu! I Abakumow - nie on jeden zresztą! - pozornie pchał swój ministerialny wózek aż poty nań biły, w istocie zaś wysiłek na poły markował. 13 Generał Piotr Popiwoda uciekł z Jugosławii do Moskwy po ekskomunice Tity przez konferencję komunistyczną w Szklarskiej Porębie. Podobnie, jak król Midas przemieniał w złoto wszystko, czego tylko dotknął, tak Stalin swoim dotknięciem wszystko zamieniał w przeciętność. Ale dzisiaj twarz Stalina - tak się ministrowi wydawało - rozjaśniała się w miarę, jak słuchał raportu. Zreferowawszy więc dokładnie projekt zamachu, przeszedł do spisku w Akademii Teologicznej, naświetlił z kolei sprawę Akademii imienia Frunzego, omówił pracę wywiadu w portach Korei Południowej i tak dalej, i tak dalej. Gdyby słuchał głosu obowiązku i rozsądku, to powinien by teraz zameldować o dzisiejszym telefonie do ambasady amerykańskiej. Na dobrą sprawę mógłby nic nie mówić: miałby prawo przypuszczać, że już powiedział o tym Stalinowi Beria albo Wyszynski. Albo - to byłoby najprostsze, że jemu samemu nie zdążono o tym jeszcze zameldować. Właśnie dlatego, że Stalin, nikomu nie ufając, kazał dublować wszystkie funkcje tego rodzaju, każdy zainteresowany mógł pracować na pół pary. Lepiej było nie wychylać się chwilowo i obiecywać, że uda się wykryć zbrodniarza środkami spectechniki. Wszelkiej zaś aluzji do telefonu bał się dzisiaj w dwójnasób, jako że Gospodarz mógł przypomnieć sobie sprawę tajnej sieci telefonicznej. I Abakumow starał się nie patrzeć nawet na telefon stojący na stole, żeby nie przywabić tym spojrzeniem wzroku Wodza. A Stalin coś właśnie chciał sobie przypomnieć! Właśnie szukał czegoś w pamięci! - żeby tylko nie tych tajnych telefonów! Zebrał skórę na czole w grube bruzdy, uwydatniły się chrząstkowate skrzydełka jego dużego nosa, wlepił w Abakumowa ciężkie spojrzenie (minister starał się nadać swemu obliczu wyraz maksymalnie szczerej, uczciwej prostoty) - ale pamięć nie dopisywała! Myśl, i tak ledwie uchwytna, już gdzieś umknęła. Bruzdy na szarym czole rozpełzły się bezradnie. Stalin westchnął, nabił fajkę i zapalił ją. Aha! - przypomniał sobie przy pierwszym pyknięciu, ale tylko mimochodem - i nie to, co usiłował sobie przypomnieć. - Czy Gomułka aresztowany? Gomułka nie tak dawno został usunięty w Polsce ze wszystkich stanowisk; staczał się teraz gładko aż na samo dno