Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Przerwał jej.
280
- Myślisz, że żyję tak z uwagi na swoje pochodzenie albo ponieważ ktoś mnie do
tego zmusił?
- Cóż, Michael, sądzę, że tak. Roześmiał się.
- Stawałem na głowie, żeby to osiągnąć. Kocham pieniądze. Kocham władzę. Jestem
królem, moja mała, i kocham być królem.
Jennifer patrzyła na niego, próbując go zrozumieć.
- Ale przecież nie może ci sprawiać przyjemności...
- Słuchaj no! -Jego milczenie nagle przemieniło siew słowa, zdania i
zwierzenia, płynące szeroką falą, jakby były gromadzone przez lata, czekając na
pojawienie się kogoś, komu mogłyby zostać powierzone. - Mój staruszek był jak
butelka coca-coli.
- Jak butelka coca-coli?
- Tak. Na świecie są miliony butelek od coca-coli i nie można odróżnić jednej
od drugiej. Mój ojciec był szewcem. Urabiał sobie ręce po łokcie, próbując
zarobić najedzenie. Nie mieliśmy nic. Życie w nędzy tylko w książkach jest
romantyczne. W prawdziwym życiu oznacza to cuchnące izby pełne szczurów i
karaluchów, i kiepskie jedzenie, którego zawsze jest za mało. Kiedy byłem
smarkaczem, robiłem wszystko, by zarobić trochę forsy. Byłem chłopcem na posyłki
dla grubych ryb, przynosiłem kawę i cygara, znajdowałem dla nich dziewczynki...
robiłem wszystko, by przeżyć. Pewnego lata pojechałem do Mexico City. Nie miałem
pieniędzy, nie miałem nic. Byłem zupełnie go-lutki. Któregoś wieczoru napotkana
dziewczyna zaprosiła mnie na wielkie przyjęcie. Na deser podawali specjalne
meksykańskie ciastka, w których zapiekano małe, gliniane laleczki. Ktoś przy
stole wyjaśnił mi, że istnieje zwyczaj, że kto natrafi na glinianą laleczkę,
musi zapłacić za kolację. Laleczka była w moim ciastku. - Zrobił przerwę. -
Połknąłem ją.
Jennifer położyła dłoń na jego ręku.
- Michael, wielu ludzi wzrasta w biedzie i...
- Nie porównuj mnie z innymi ludźmi. - Jego ton stał się ostry i stanowczy. -Ja
to ja. Wiem, jaki jestem, moja mała. Zastanawiam się, czy ty wiesz, jaka jesteś.
- Myślę, że wiem.
- Dlaczego poszłaś ze mną do łóżka?
281
Jennifer zawahała się.
- Cóż, byłam... byłam wdzięczna i...
- Gówno! Pragnęłaś mnie.
- Michael, ja...
- Nie muszę sobie kupować kobiet. Ani za pieniądze, ani za wdzięczność.
Jennifer przyznała w duchu, że ma rację. Pragnęła go tak samo, jak on pragnął
jej. ^A. przecież - pomyślała - ten człowiek kiedyś chciał mnie rozmyślnie
zniszczyć. Jak mogłam o tym zapomnieć?".
Michael pochylił się i ujął rękę Jennifer, dłonią do góry. Powoli głaskał,
pieścił każdy palec, każdą wypukłość, nie spuszczając z niej oczu.
- Nie próbuj mnie oszukiwać. Nigdy.
Poczuła się bezsilna. To, co było między nimi, teraz przesłoniło przeszłość.
Jedli deser, gdy Michael powiedział:
- A propos, mam dla ciebie sprawę. Poczuła się, jakby jej dał policzek.
- Jaką sprawę? - spytała, gapiąc się na niego.
- Jeden z moich chłopców, Vasco Gambutti, został aresztowany za zabicie gliny.
Chcę, żebyś go broniła.
Jennifer siedziała zagniewana, dotknięta do żywego tym, że wciąż próbuje ją
wykorzystywać.
- Przykro mi, Michael - powiedziała spokojnie. -Tłumaczy* łam ci już. Nie mogę
się angażować w sprawy twoich przyjaciół.
Uśmiechnął się do niej szeroko.
- Czy słyszałaś kiedyś bajkę o afrykańskim lwiątku? Po raz pierwszy opuściło
swoją matkę, aby zejść do rzeczki i napić się wody, ale powalił je goryl. Kiedy
się zbierało do kupy, wielki lampart odepchnął je z drogi. Potem nadeszło stado
słoni i niemal je stratowało na śmierć. Małe lwiątko wraca wstrząśniętej do domu
i mówi: „Wiesz co, mamo - tam jest dżungla!"
Zapanowała długa chwila ciszy. „Tam była dżungla" -pomyślała Jennifer, ale ona
zawsze stała na jej skraju i kiedy tylko chciała, mogła przed nią uciec. Miała
swoje zasady i jej klienci musieli się do nich stosować. Teraz Michael Moretti
to wszy-
282
stko zmienił. To była jego dżungla. Jennifer bała się jej, bała się, by jej nie
pochłonęła. Ale kiedy pomyślała, co Michael Moretti dla niej zrobił,
zdecydowała, że nie prosi o wiele. Wyświadczy Michaelowi tę jedną przysługę.
38
i
- Zajmiemy się sprawą Vasco Gambuttiego - poinformowała Kena Baileya.
Ken spojrzał na Jennifer z niedowierzaniem.
- Przecież on jest z mafii! To jeden z ludzi Michaela Moret-tiego. Tacy ludzie
nie są naszymi klientami.
- Ten będzie.
- Jennifer, nie możemy sobie pozwolić na zadawanie się z tym motłochem.
- Gambutti ma prawo do uczciwego procesu, tak jak każdy inny człowiek. - Nawet
dla niej słowa te zabrzmiały fałszywie.
- Nie mogę ci pozwolić na...
- Dopóki to jest moje biuro, ja będę decydować - powiedziała i zauważyła
zdumienie i ból w jego oczach.
Ken skinął głową, odwrócił się i wyszedł z gabinetu. Jennifer chciała go zawołać
i spróbować wszystko wytłumaczyć. Ale czy potrafiłaby? Nie była pewna, czy
umiałaby to wytłumaczyć nawet samej sobie