Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.

Może to nawet być osoba, która jeszcze żyje. i potrafi w postaci astralnej oddzielić się od swego ciała: Zdarzały się takie przypadki. - Dla mnie to bzdury - oświadczył MacArthur. - Gdybym był panią Karmann, to wziąłbym ten stół i wniósł skargę. Uśmiechnąłem się. Dobrze jest mieć przy sobie prawdziwego sceptyka, nawet jeśli nie potrafi specjalnie pomóc. - Amelio -- powiedziałem. - Jeżeli, jak twierdzisz, zobaczyliśmy ducha kogoś związanego z magią, to coś zaczyna się tu kleić. Wczoraj wieczorem stawiałem karty Tarota i stale wychodził mi Czarnoksiężnik. Jakkolwiek je tasowałem i przetasowywałem, zawsze zostawałem z tą samą kartą. Amelia odrzuciła wpadające jej do oczu włosy. - W takim przypadku można chyba założyć, że ktokolwiek to robi, żywy czy martwy, jest czarnoksiężnikiem. Albo kimś podobnym. - Afrykański czarownik - zasugerował MacArthur. - Możliwe. Nawet wyglądał na afrykanina. Nie dlatego, że stolik był czarny, ale przez te wargi, pamiętacie? Pani Karmann usiadła ściskając w dłoni swój kieliszek brandy. - Powiem wam, kogo on mi przypominał - odezwała się słabym głosem. -- Takiego Indianina sprzed sklepu z cygarami. - To jest to! - MacArthur pstryknął palcami. - Indianin! Haczykowaty nos, zgadza się, i wargi, i wystające kości policzkowe. To nie jest czarownik, to szaman! Amelia rozjaśniła się. - Posłuchajcie - rzekła. - Mam sporo książek o Indianinach. Może byśmy wrócili do mnie i poszukali czegoś o szamanach? Pani Karmann, czy sądzi pani, że możemy panią zostawić? - Nie martwcie się o mnie - uspokoiła nas starsza pani. - Zostanę u sąsiadki, pani Routledge, po przeciwnej stronie korytarza, a później przyjadą rodzice Karen. Jeśli może to pomóc biednej dziewczynie, to im szybciej pójdziecie tym lepiej. - Jest pani aniołem - oznajmiła Amelia. - Mam nadzieję, że jeszcze przez jakiś czas nie - uśmiechnęła się pani Karmann. - Przez dłuższy czas. W dżungli sprzętów mieszkania Amelii, w otoczeniu książek, magazynów, kilimów, obrazów, starych kapeluszy i polówki roweru, przejrzeliśmy tuzin tomów dotyczących wiedzy Indian. Ku memu zaskoczeniu nie znaleźliśmy w nich zbyt wiele na temat szamanów, poza informacjami o magii bizonów, tańcach deszczu i zaklęciach wojennych. W jedenastu książkach nie znaleźliśmy żadnej wskazówki co do drewnianej maski pośmiertnej na stole pani Karmami. - Może mylimy się całkowicie - stwierdziła Amelia. - Może to duch kogoś, kto jeszcze żyje. Ten haczykowaty nos nie musi być indiański. Może, na przykład, żydowski... - Zaczekaj chwilę - przerwałem jej. - Masz jeszcze coś z historii, albo w ogóle cokolwiek, gdzie można by znaleźć jakieś odnośniki do Indian albo szamanów? Amelia przerzuciła kilka stosów książek, by wrócić z historią wczesnego osadnictwa Stanów Zjednoczonych i pierwszym tomem trzytomowego studium o Nowym Jorku. Szukając Indian przejrzałem indeksy. Książka o wczesnym osadnictwie zawierała jedynie zwykłe ogólniki na temat ich cywilizacji. W tamtych dniach ludzie miewali raczej ochotę na grabież r gruntów niż na poznawanie miejscowej kultury. Lecz tom o Nowym Jorku zawierał ilustrację, która najbardziej popchnęła nas do przodu od czasu, gdy w bibliotece znalazłem żaglowiec z koszmaru Karen Tandy. Widywałem już ten rysunek - w podręcznikach szkolnych i książkach historycznych - ale dopiero gdy wpadł mi w rękę owej nocy w mieszkaniu Amelii Crusoe zrozumiałem, jak wielkie ma znaczenie. Był na nim szkicowo przedstawiony przylądek wyspy, małe skupisko chat, wiatrak i obwarowany fort w kształcie krzyża lotaryńskiego. Przy brzegu stały żaglowce, a na pierwszym planie pływały łodzie i canoe. Największe z żaglowców były identyczne ze statkiem z koszmaru Karen Tandy. Potwierdzał to podpis pod obrazkiem: “Najstarszy znany wizerunek Nowego Amsterdamu, 1651 r. W tej niewielkiej lecz ważnej osadzie zamieszkiwał dyrektor generalny Holenderskiej Kompanii Indii Zachodnich". Podałem książkę Amelii. - Spójrz na to - powiedziałem. - To jest dokładnie taki statek, o jakim śniła Karen Tandy, l popatrz, jest tu z pól tuzina Indian w canoe. Tak wyglądał Nowy Jork trzysta dwadzieścia lat temu. - Harry - stwierdziła Amelia, studiując starannie rysunek - to może być to. Właśnie to, czego szukamy. Przypuśćmy, że był tam jakiś indiański szaman, w Nowym Jorku czy Nowym Amsterdamie, tyle lat temu. A Karen Tandy odbiera jego wibracje w miejscu, gdzie kiedyś mieszkał. - Zgadza się - MacArthur poskrobał się po brodzie. - Musiała tu kiedyś istnieć indiańska wioska, przy Wschodniej Osiemdziesiątej Drugiej. Zauważyliście, czasem ma się wrażenie że stale tam jest. Wyprostowałem się i przeciągnąłem. - Cały ten “de boot" zaczyna wtedy pasować. Jeśli facet był szamanem w czasie, gdy Holendrzy osiedlali się na Manhattanie, to jedyne europejskie słowa jakie znał pochodziły zapewne z holenderskiego. ,,De boot, mijnheer" to dla niego jedyny sposób, żeby powiedzieć coś o statku. A sądząc po śnie Karen, bał się statku. Mówiła mi, że żaglowiec wydawał się jej obcy, niemal jak przybysz z Marsa. Przypuszczam, że taki właśnie wydałby się Indianinowi. Amelia zapaliła, wyciągniętego z pogniecionej paczki, papierosa. - Ale dlaczego był taki nieprzyjazny? - spytała. - I jaki to ma związek z guzem? To znaczy, o co w ogóle chodzi z tym guzem? - Znalazłem - odezwał się niespodziewanie MacArthur, który przeglądał wielki, zakurzony tom encyklopedii. Zaznaczył właściwą stronę i podał mi go. - “Szamani przeczytałem głośno - byli często potężnymi magami, zdolnymi podobno do niezwykłych, nienaturalnych czynów

Tematy

  • ZgĹ‚Ä™bianie indiaĹ„skiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego gĹ‚owa.
  • - Panie Stutz - zwrócił się Horowitz uprzejmie do operatora, który właśnie wyłączył kamerę i rozprostowywał ramiona - panie Stutz, mamy tu ujęcie człowieka, którego...
  • Ubrawszy się podszedł do lustra i znowu kichnął tak głośno, że indor, który podszedł w tej chwili do okna – okno zaś było bardzo blisko ziemi – zagulgotał mu nagle coś nader...
  • Wkrótce byłoby za późno, wbiegł więc poza dwór i własnego konia, który w gotowości stał, pochwyciwszy, pędem z nim ku łaźni skoczył - wołając, ile miał siły, a raczej krzycząc...
  • Tak więc mój skarb, który kiedy był zdrowy, to z wesołym śmiechem opowiadał, jak to w Polnej się topił, opowiadał o tym z zapałem tylko po 8 Balbinka - potoczna nazwa ulicy ks...
  • Choć nie byli w stanie znaleźć konia, który uniósłby Bahzella - czego zresztą nikt, co Koniokrad przyznał z humorem, nie był w stanie doko- nać - kwatermistrzowie zakonu...
  • Tak więc w roku 1382 gwałtowną śmierć ponieśli: książę Żmudzi Kiejstut, jego żona Biruta i komtur Ulrich von Kniprode, który nie odzy- skał dla zakonu purpurowego srebra...
  • A to nas, Persów, oskarża się o opilstwo, tylko dlatego że używamy haomy do celów rytualnych; nigdy nie spotkałem Persa, który piłby tyle co niektórzy Ateńczycy...
  • Egoizm nale|y odró|ni od egocentryzmu, który jest postaw niezauwa|ania cudzych potrzeb wskutek nieumiejtno[ci w|ycia si w cudzy punkt widzenia i przeceniania wa|no[ci swej osoby
  • Należało więc za czasów Moj żesza szukać rady u niego, a później u Aarona i jego następców; i u suwerennego władcy ludu bożego, który sprawował władzę bezpośrednio daną mu od...
  • Tymczasem kryje się za tym odwieczny przesąd, który na samym początku przyjęliśmy sobie za punkt wyjściowy: przesad o wyizolowaniu Ziemi – z całego pozostałego...