Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Naj-
ważniejszym z tych czynników społecznych jest własność ziemska,
prawo do ziemi. O tej to własności ziemskiej powiada Supiński
[zob. tekst nr 25], że ona uprowadza część życia narodu naszego,
gdy przechodzi w ręce obce i głosem ostrzegającym przemawia
do jej właścicieli: brońcie praw waszych do ziemi, bo waszą
śmiercią konamy wszyscy!
Prawo do ziemi, prawo do własności społecznej, bez której
nie ma bytu, nabywa się pracą pod kierunkiem wiedzy. Ona
jedyna daje tytuł prawny, przez nią możemy być wydziedziczeni,
przez nią możemy się utrzymać przy własności, której chcemy
bronić. Ona jest podstawą bytu społecznego. Ekonomiści zagłę-
biający istotę organizmu społecznego nie znają innego uzasadnie-
nia bytu społecznego nad powyższe. A muszą mieć słuszność
po swej stronie, bo ta sama praca, która w ich systemach figu-
ruje jako pierwsza kardynalna zasada, przedstawia nam się także
na pierwszej karcie dziejów rodu ludzkiego. Kiedy rodzice nasi
opuszczali mlekiem i miodem płynący raj i spojrzeli naokoło
siebie, kędy by pójść mieli, spostrzegli przed sobą drogowskaz
z napisem: w pocie czoła pracować będziesz! I poszli za tym
drogowskazem, bo taka była wola bbża, która się stała prawem
rozwoju ludzkiego. Z pod tego prawa nie wolno.się wyłamywać,
a społeczność nie uznająca go, zrzeka się tym samym prawa do
bytu [...].
Utrzymywano dawniej, a z przekonaniem tym niestety można
między nami dość często się spotkać, że narody niektóre są
obdarzone szczególniejszym uzdolnieniem do pracy ekonomicz-
nej, podczas gdy inne nie mogą w sobie ani obudzić, ani rozwinąć
tego uzdolnienia. Klasyfikowano więc według tego jedne narody
na kupieckie, inne na przemysłowe, inne wreszcie na rolnieze.
Sądzono dalej, że jedne narody, pracujące gorliwie nad swoim
dobrobytem materialnym, grzęzną po uszy w materializmie i biją
pokłony złotemu cielcowi, nie są zdolne wznieść się do szlachet-
niejszych potrzeb i zrozumieć wyższych przeznaczeń człowieka,
podczas gdy inne, pochopniejsze z natury do idealnego zapatry-
wania się na świat boży, mniej baczą na chleb powszedni, a więcej
mają na uwadze wyższe cele ludzkości - a gdy narodom owym
b ło z tym bardzo niewygodnie i piękny świat boży stawał się
ich oczach coraz większym padołem płaezu, pocieszano się
tym, że takie już jest ich posłannictwo. Tymczasem do posłan-
nictwa w dziejach ludzkości trzeba czegoś więcej jak sentymen-
tów, wykrzykników, zaklęć i wierszy rymowanych, a cele wyższe
ludzkości nic jeszcze nie zyskały na narodach słabych, upadłych
w nędzy materialnej i moralnej; jak z drugiej strony wszelkie
mrzonki o dziejowym posłannictwie nie zapewniają narodom
jutra, jeżeli same nie były zdolne zabezpieczyć sobie tego pracą
dnia o rzedniego. Obraz życia społecznego przekonywa nas
nadt p p takie rozgraniczenie materializmu od idealizmu po-
trzeb niższych od potrzeb wyższych ludzkości polega na błędi#ym
pojmowaniu rzeczy, że taki jednostronny kierunek w rozwoju
społecznym jest niepodobieństwem, bo narody pracujące nad
sobą rozwijają się równocześnie w jednym i w drugim kierunku,
u nich postęp moralny idzie krok w krok z narostem dobrobytu.
Zaprzeczyć się wprawdzie nie da, że zachodzą różnice i to dość
znaczne, w oczy bijące, między narodami nawet w chrześcijań-
skiej Europie, ale te różnice polegają właśnie na dziejowej
pracy, a nie, jak to niektórzy utrzymują, na przyrodzonym
uzdolnieniu. Prawa przyrodzone ludzkości nie znają ani przywi-
lejów, ani monopolów, które są czysto wymysłem ludzkim i cechą
czasów zacofanych; równość przyrodzonych zdolności jest przez
nie uświęconą, a jeżeli zdolności te u jednych narodów w peł-
niejszej jaśnieją sile, u drugich zaś leżą odłogiem to już nie kto
inny, ale narody same temu winne, że własne zakopują talenty