Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.

Upił jeszcze łyk wyśmienitej kawy i podszedł do wyłożonej boazerią ściany. Pod ścianą stał stolik z pojedynczą szufladą. Otworzył ją, wyjął 153 z pudełka lateksowe rękawiczki i nucąc wesoło pod nosem, wcisnął guzik. Ściana rozsunęła się; wszedł do sąsiedniego, nader dziwnego pomieszczenia. Czarne betonowe ściany, dźwiękoszczelny sufit, białe kafelki na podłodze, pośrodku wielki odpływ ściekowy - na jednej ze ścian wisiał gumowy wąż. Stał tu tylko drewniany stół, mocno porysowany i poplamiony czarną, zaschniętą krwią, przerobiony według jego wskazówek fotel dentystyczny oraz trójkołowy wózek, na którym leżały błyszczące, najeżone złowieszczymi końcówkami narzędzia, proste, zakrzywione i w kształcie korkociągu. W fotelu, z rękami i nogami przykutymi do podłokietników i podnóżka siedział Laszló Molnar, nagi, jak go Pan Bóg stworzył. Poraniony, posiniaczony i opuchnięty, miał podkrążone, głęboko zapadnięte i zrozpaczone oczy. Spalko wszedł do pomieszczenia żwawym krokiem, jak prawdziwy dentysta. - Mój drogi Laszló, muszę powiedzieć, że wyglądasz coraz gorzej. - Stanął tuż przy nim, żeby Molnar mógł poczuć aromatyczny zapach kawy. - No cóż, nic dziwnego. Masz za sobą ciężką noc. Nie tego się spodziewałeś, idąc do opery, prawda? Ale spokojnie, nie martw się, to jeszcze nie koniec tych podniecających wrażeń. - Postawił filiżankę tuż przy jego łokciu i sięgnął po narzędzia. - Zaczniemy chyba od... tego. Prawda? - Co... co pan chce zrobić? - wychrypiał Molnar głosem cienkim jak pergamin. - Gdzie jest doktor Schiffer? - spytał Spalko pogodnie. Molnar szarpnął głową w lewo i w prawo. Zacisnął zęby, jakby nie chciał, żeby wymknęło mu się choć jedno słowo. Spalko dotknął palcem czubka ostro zakończonego narzędzia. - Naprawdę nie wiem, dlaczego się wahasz, Laszló. Mam już broń i chociaż doktor Schiffer... - Uciekł ci sprzed nosa - dokończył szeptem Molnar. Spalko uśmiechnął się i włożył mu narzędzie do ust. Węgier zawył z bólu. Spalko cofnął się o krok i wypił łyk kawy. - Jak już bez wątpienia wiesz, to pomieszczenie jest całkowicie dźwię- koszczelne. Nikt cię nie usłyszy. Nikt nie przybędzie ci na ratunek, a już na pewno nie Vadas. Vadas nie wie nawet, że zniknąłeś. Wziął z wózka kleszcze. - Jak sam widzisz, nie ma żadnej nadziei, przyjacielu - kontynuował. - Chyba że powiesz mi to, co chcę wiedzieć. Tak się złożyło, że jestem twoim jedynym przyjacielem. Tylko ja mogę cię uratować. - Chwycił go 154 za podbródek i pocałował w zakrwawione czoło. - Tylko ja naprawdę cię kocham. Molnar zacisnął powieki i potrząsnął głową. Spalko spojrzał mu prosto w oczy. - Nie chcę zrobić ci krzywdy, Laszló. Przecież wiesz, prawda? - Jak by na przekór temu, co robił, jego głos cały czas był cichy i łagodny. - Ale martwi mnie twój upór. - Otworzył mu usta i wsunął w nie klesz cze. - Zastanawiam się, czy rozumiesz całą powagę swego położenia. Ten ból to dzieło Vadasa. Bo to on wpędził cię w ten ślepy zaułek. On i oczywiście Conklin, ale Conklin już nie żyje. Molnar wydał potworny krzyk. W miejscach, gdzie jeszcze niedawno miał zęby, ziały teraz głębokie, krwawe dziury. - Zapewniam cię, że robię to wyjątkowo niechętnie - powiedział w sku pieniu Spalko; ważne było, żeby nawet mimo bólu Węgier dobrze go zrozumiał. - Jestem tylko narzędziem twojego uporu. Nie dociera do cie bie, że to Vadas powinien za to zapłacić? Zrobił krótką przerwę. Krew zbryzgała mu rękawiczki i oddychał tak ciężko, jakby wbiegł schodami na trzecie piętro. Przesłuchanie mimo całej przyjemności bynajmniej nie jest łatwą sztuką. Molnar zakwilił. - Po co zawracasz sobie tym głowę, Laszló? Modlisz się do Boga, któ ry nie istnieje, który nie może ci pomóc ani cię ustrzec. Jak mówią Rosja nie: „Módl się do Boga, wiosłuj do brzegu". - Spalko uśmiechnął się przyjacielsko. - A Rosjanie wiedzą, co mówią, prawda? Ich historia jest spisana krwią. Najpierw carowie, potem pierwsi sekretarze i aparatczy cy, jakby partia była lepsza niż ten czy inny despota! Powiem ci coś, Laszló. Owszem, Rosjanie zawiedli na całego w polityce, ale do religii podeszli jak trzeba. Bo widzisz, wszystkie religie są fałszywe. Są złudą słabych i strachliwych, mirażem owieczek tego świata, które nie umiejąc przewodzić, chcą, żeby nimi przewodzono. Nieważne, że idą na rzeź. - Spalko pokręcił głową jak zasmucony mędrzec. -Nie, nie, jedyną rzeczywistością jest władza, Laszló. Pieniądze i władza. Liczy się tylko to, nic więcej. W czasie tej tyrady, wygłoszonej swobodnym tonem głosu rozmowy, która miała przekonać go do Spalki, Molnar jakby się odprężył, ale gdy oprawca znowu zaczął mówić, ogarnięty paniką, wytrzeszczył oczy. - Tylko ty możesz sobie pomóc. Powiedz, gdzie Vadas ukrył doktora Schiffera. - Niech pan przestanie! - wy sapał Węgier. - Proszę! - Nie mogę, Laszló. Chyba już to rozumiesz. To ty jesteś panem sytu- acJi - I żeby mu to zademonstrować, Spalko znowu otwarł mu usta. - Tylko ty możesz mnie powstrzymać! 155 Molnar potoczył wokoło dzikim wzrokiem, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, co się z nim dzieje. Spalko zauważył to od razu. Więźniowie często reagowali tak pod koniec udanego przesłuchania. Chcąc zdradzić swoje tajemnice, nie podchodzili do konfesjonału krok po kroku, tylko zatrzymywali się i stali w miejscu, dopóki mogli wytrzymać. Tak nakazywał im umysł. W pewnym momencie jednak umysł, niczym napięta gumowa taśma, rozciągał się do granic możliwości i pękając, wkraczał w nową rzeczywistość, po mistrzowsku zaaranżowaną przez przesłuchującego. - Janie... - Mów, Laszló - kusił Spalko aksamitnym głosem, głaszcząc więźnia po spoconym czole. - Mów. Powiedz, gdzie jest Schiffer, i wszystko skoń czy się jak zły sen. Molnar przewrócił oczami. - Obiecuje pan? - spytał jak małe dziecko. - Zaufaj mi, jestem twoim przyjacielem. Chcę tego samego co ty. Chcę, żebyś przestał cierpieć. Molnar się rozpłakał. Oczy wezbrały mu wielkimi łzami, które spływając po policzkach, mętniały i różowiały. Potem zaczął łkać, jak nie łkał, odkąd był dzieckiem. Spalko milczał. Wiedział, że to krytyczny moment. Teraz albo nigdy: albo Molnar skoczy w przepaść, na której skraj sprytnie go zwabiono, albo pogrąży się w bólu. Ciałem Węgra wstrząsała burza uwolnionych przez Spalka uczuć. Odchylił do tyłu głowę. Twarz miał szarą i straszliwie ściągniętą; szkliste i wciąż załzawione oczy zapadły się jeszcze głębiej. Po czerstwych policzkach miłośnika opery, podstępnie znarkotyzowanego w Undergroundzie, nie pozostało ani śladu

Tematy

  • ZgĹ‚Ä™bianie indiaĹ„skiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego gĹ‚owa.
  • Niedobre te kobiety: przezywaja nasz strach i ich cierpliwosc musi byc wciaz dla tego strachu, wiec jej czasem zabraknac musi dla nas...
  • Jednak ze względu na wskazane wyżej zjawisko modyfikacji znaczeń słów w zależności od tego, kto tych słów używa i wobec kogo są wygłaszane, należy zapamiętać, iż poza...
  • Husejn pasza, zaślepiony poprzednim rozbiciem giaurów pod Ujvarem tudzież podbojem Levy i Nitry, wystąpił na spotkanie tego iście niezliczonego mnóstwa giaurów i stoczył...
  • Jeśli istotnie taka jest jego funkcja, jak to się wobec tego dzieje, że ona, laureatka konkursu literackiego, nie jest w stanie spotkać się z żadnym z agentów twarzą w twarz? Jeśli...
  • Cmoktając fajkę i patrząc na tego rumianego, nażartego junaka o rozpalonych uszach, Stalin myślał o tym, o czym zawsze myślał na widok swoich gorliwych, gotowych na wszystko,...
  • Dotąd zapraszałem i zdawałem się przyjmować łaskę od tego, co do nas wchodził (bo bodaj rzecz naszą uważaliśmy za dzieło nasze, na naszą chwałę; przynajmniej to uczucie...
  • - Oddaj mu, a będziesz odtąd wędrować w cieniu strachu aż po kres twego życia - a nawet i później! Tak jak teraz my dwaj musimy krążyć tutaj z powodu tego Przekleństwa! Puzderko i...
  • Wiem tylko, że był aresztowany, ale za co, tego nie wiem...
  • Przy sześćdziesiątym piątym okrążeniu ustalił rekord tego wyścigu, dystansując współzawodników o całe jedno okrążenie z szybkością dziewięćdziesiąt siedem i...
  • Z tego zakBopotania i pitrzcych si przeszkód nawet przestaB mnie interesowa krajobraz widziany z okna wagonu, a przecie| wjechali[my w krain sBoDca, bujnej zieleni, sadów i winnic z urodzajów sByncych