Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Potem lord Brambury postanowił, że przeniosą się do pałacyku myśliwskiego w
Leicestershire nie odwiedzanego od dłuższego czasu, gdyż lord Brambury od dawna już
zaprzestał polować.
Pałacyk ten, zbudowany w stylu króla Jakuba, wraz z otaczającymi go setkami akrów
żyznej ziemi należał do rodziny Brambury od wielu pokoleń.
- Nie wyobrażam sobie, że mógłbym się go pozbyć - mówił lord Brambury do ojca
Maisie. - Pałac jest bardzo wygodny. Znajduje się na uboczu, więc nikt nas nie będzie
niepokoił.
Już podczas podróży pociągiem Maisie zauważyła, że jej mąż jest dziwnie
zaczerwieniony.
Ale nie zastanawiała się, jaka może być tego przyczyna. Ponieważ nigdy jeszcze nie
jechała salonką, więc była bardzo przejęta podróżą.
- Czy dobrze się czujesz? - zapytała męża troskliwie, co bardzo go wzruszyło.
- Teraz już lepiej - odrzekł. - W kościele było bardzo gorąco, a jeszcze goręcej
podczas przyjęcia.
Nalała mu kieliszek szampana, a on wypił go chciwie.
- Jesteś moją chlubą - powiedział z zadowoleniem - i pięknie wyglądasz!
- Miałam nadzieję, że spodoba ci się moja suknia - rzekła. - Była bardzo droga!
- W przyszłości żadna kreacja nie będzie dla ciebie zbyt kosztowna - odrzekł lord
Brambury niskim głosem.
Wypił trochę szampana, po czym jego głos stał się dziwnie chrapliwy.
Pewnego dnia Maisie dokładnie opisała lordowi Selwynowi, co się wydarzyło po ich
przybyciu do Brambury Hall.
- Zjedliśmy kolację - mówiła - i pomyślałam sobie, że Artur wygląda jakoś dziwnie.
Jadł bardzo mało, za to pił dużo.
Lord Selwyn słuchał bardzo uważnie, a jednocześnie przypatrywał się jej
mlecznobiałej cerze. Zauważył, że jej rzęsy były niczym u dziecka - ciemne przy skórze, a
jasne na końcach.
- Po kolacji poszliśmy do sypialni - rzekła Maisie z wahaniem i umilkła nagle,
zaciskając dłonie.
- Nie musisz mi mówić, co było dalej, jeśli cię to krępuje - rzekł lord Selwyn
delikatnie.
- Ale ja chcę, żebyś wiedział - wyznała. - Nikomu jeszcze o tym nie mówiłam.
Odwróciła się, więc pomyślał, że jest bardzo zawstydzona, co wydało mu się
czarujące.
- Podeszłam do łóżka - powiedziała ledwo słyszalnym głosem - położyłam się, a
wówczas Artur wszedł do mojego pokoju.
Wydawało mu się, że Maisie przeżywa wszystko od nowa.
- Zbliżył się do mnie - mówiła - i właśnie kiedy miał położyć się do łóżka, z jego
krtani wydobył się dziwny chrapliwy dźwięk. Wyciągnęłam ku niemu ręce, lecz on...
zachwiał się i... upadł.
- Musiał doznać udaru mózgu - powiedział lord Selwyn po chwili milczenia.
Maisie skinęła głową.
- To było straszne! Trudno wprost wyrazić, co wtedy przeżyłam! Doktorzy nie mogli
mu nic pomóc.
Tragedia polegała na tym, pomyślał lord Selwyn, że Brambury nie umarł od razu, lecz
przez pięć lat żył jeszcze, nie odzyskując przytomności. Przez te pięć lat Maisie wciąż
przesiadywała przy mężu, będąc świadkiem bezsilności lekarzy, którzy starali się wzbudzić w
niej nadzieję, lecz spoza ich słów wyzierała prawda, że dla jej męża nie ma ratunku.
- Wprost trudno wyrazić, jak mi przykro z twojego powodu - rzekł lord Selwyn.
- Wiedziałam, że mnie zrozumiesz - powiedziała Maisie z prostotą.
Kiedy to mówiła, lord Selwyn zapragnął wynagrodzić jej te wszystkie lata, kiedy była
zmuszona marnować swoją urodę przy łożu chorego. Przecież nie widywała wówczas nikogo
poza lekarzami i pielęgniarkami. Krewni męża odwiedzali dom do czasu do czasu, aby się
dowiedzieć o zdrowie głowy rodziny. Dopiero kiedy lord Brambury zmarł, Maisie nareszcie
poczuła się wolna, lecz nie miała pojęcia, co ze sobą zrobić.
- Ojciec zasugerował mi, żebym wyjechała do Londynu - mówiła. - Początkowo
byłam przestraszona tą propozycją, ponieważ nie znałam tam nikogo i bałam się, że będę się
czuła osamotniona.
Opowiedziała mu dalej, że siostra lorda Brambury, również wdowa, ofiarowała się
pełnić rolę jej opiekunki i przyzwoitki zarazem.
Tak więc lady Elton, dwa lata starsza od swojego brata, wprowadziła się do domu przy
Grosvenor Square. Dom, który przez pięć lat był zamknięty, wkrótce ożywił się. Krewni
zmarłego byli bardzo radzi, że bogata wdowa zamierza podejmować ich, a także każdego,
kogo uznają za godnego przedstawienia w jej salonie. Nie musiała sama niczym się
zajmować.
Krewni męża podjęli się zaangażowania dla niej służby, a sekretarz lorda Brambury,
który za jego życia zarządzał nie tylko domem, ale też wszystkimi sprawami majątkowymi,
czynił to nadal.
- Najbardziej się boję - wyznała Maisie lordowi Selwynowi - żebym po raz drugi nie
popełniła omyłki. - Przerwała na chwilę, a potem mówiła dalej: - Teraz dopiero zdaję sobie
sprawę, jakim błędem z mojej strony było poślubienie mężczyzny tak znacznie ode mnie
starszego, jednak gdybym wówczas powiedziała „nie”, nikt by mnie nie słuchał!
Lord Selwyn rozumiał, co miała na myśli.
Był też świadomy, że Maisie zależy na nim i że pragnęłaby bardzo, żeby poprosił ją o
rękę.
Nie była w tym wypadku wyrachowana. Lord Brambury pozostawił jej spory majątek,
dom w Huntingdonshire oraz dom w Londynie przy Grosvenor Square. Rodowa siedziba
przeszła w ręce bratanka zmarłego, który był dziedzicem tytułu. Nie interesował się zbytnio
wdową po stryju i życzył sobie, żeby opuściła dom jak można najszybciej. Zrobiła to chętnie,
ponieważ od dnia ślubu kojarzył jej się ze śmiercią.
Dopiero po sześciu miesiącach pobytu w Londynie Maisie spotkała lorda Selwyna,
który słyszał o niej wprawdzie, lecz zbytnio nie interesował się jej osobą. Mówiono mu, że
jest bardzo ładna, lecz to samo dawało się powiedzieć o innych kobietach. Zwłaszcza o tej, z
którą ostatnio był związany. Kiedy w końcu został przedstawiony Maisie, zaintrygowała go
historia jej małżeństwa. Ludzie wiele plotkowali na ten temat. Mówiono mu także, że jej
salon słynie w Londynie, a ona znakomicie pełni rolę gospodyni