Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.

Kiedy szofer, zataczając szeroki hak, podjeżdżał pod hotel 330 Peabody, Strange uśmiechnął się i zwyczajnym, neutral- nym tonem powiedział jedno słowo: "Dziękuję". Nie zapomniał o pikniku. A przebiegł on niemal dokładnie tak, jak go sobie wyobrażał. Tylko że jeszcze przyjemniej, jeszcze lepiej się bawili. W apartamencie czekali na nich czterej koledzy z kompanii, którzy poderwali już kilka dziewcząt w barach hoteli Peabody i Claridge na Main Street. Uwagi Landersa nie uszedł fakt, że cała czwórka przebywa w Kilrainey dłużej od nich i że skończyły się im pieniądze. Strange najwyraź- niej obdarzył swoją hojnością wszystkich, którzy się spłukali. Landers nie miał nic przeciwko temu. Gotów był zrobić to samo ze swoją mniejszą sumą, kiedy tylko ją dostanie. Przyszło mu na myśl, że do tego czasu stan zdrowia Prella ulegnie poprawie dzięki fizjoterapii. Bardzo chciał coś dla niego zrobić. Próbował więc zrobić to samo co Strange, który tak łatwo przeszedł do porządku nad jego gafą, to znaczy nie myśleć o sprawie. Ale nie wyszło mu to za dobrze, bo wciąż wracał myślami do Prella. I za każdym razem dręczyło go to samo co rano straszne .uczucie, które nawet jemu wydawało się ogromnie przesadzone. A kiedy podpity zasnął, po oświetlonej słońcem stronie wielkiego drzewa w jednej z licznych alejek parku, nieoczekiwanie nawiedził go nieznośny sen czy też wizja cierpiących, złaknionych żołnierzy i jego, z pełną manierką wody na wyschniętym wzgórzu na Nowej Georgii. Znowu błagali go o wodę, a on nie dał im ani kropli. Obudził się raptownie, tłumiąc okrzyk. Siedząca obok brunetka, której w ogóle sobie nie przypominał i nie wiedział, kim jest, chwyciła go za bicepsy, uśmiech- nęła się do niego, mrugnęła i mruknęła coś uspokajająco. Z pewnością robiła to już wiele razy i wiedziała, jak ma się zachować. 331 Landers usiadł i sięgnął po alkohol. Po raz pie- rwszy od długiego czasu znów dopadł go ów sen i zmusił, by postawił sobie pytanie: Dlaczego właśnie teraz? Na szczęście zostało jeszcze mnóstwo trunków. Pik- nik udał się wspaniale - było ciepło i słonecznie, ale też ostro pito. Strange przywiózł z sobą wszystkie możliwe alkohole, jakie mu przyszły na myśl albo wpadły w ręce. Za namową Landersa kupił też dwie butelki francuskiego wina, ale bardzo słabego. Nawet Landers go nie pił. Tak jak wszyscy wolał whisky popijaną piwem. Kiedy zrobiło się chłodniej i przenieśli się do hotelu, całe towarzystwo, włącznie z dziewczynami, było urżnięte. Po Strange'u nie było tego widać aż tak bardzo, jak po reszcie, chociaż Landers wiedział, że tamten wypił tyle samo. Zaintrygowany ich rozmową w taksówce, obserwował ukradkiem, jak Strange odnosi się do kobiet. Ale trudno było go rozgryźć. Dzielił czas pomiędzy partnerkę Prella z poprzedniego wieczoru, Annie Water- field, i Frances Highsmith. Frances często przebywała w ich towarzystwie i Landers robił to z nią kilka razy, a poza tym był pewien, że Strange też co najmniej raz poszedł z nią do łóżka. Właśnie jej się trzymał, kiedy kupowali jedzenie i alkohol, i to z nią jechał do parku jedną z trzech wynajętych taksówek. Aha! - pomyślał wtedy Landers. - To ta! Ale w połowie pikniku Strange zainteresował się Annie i odeszli usiąść po drugiej stronie polanki, naprzeciwko miejsca, gdzie wszyscy rozłożyli koce. Jednak nie! - pomyślał Landers. - A więc chodzi o Annie! Ale zanim wynieśli się z parku, Strange powrócił do Frances, i do hotelu pojechał razem z nią. Kiedy jednak rozsiedli się w apartamencie, znowu ją zostawił i przysiadł się do Annie i stojącej obok niej flaszki bourbona. Frances zaczęło to irytować. Ale nie Annie Waterfield. W tym momencie Landers odszedł, żeby się 332 położyć i przespać, nie wiedząc, na którą z nich postawić i czy w ogóle powinien to robić. Mało o to dbał. Wprawdzie bał się ponownie zasnąć z powodu tamtego snu, ale ostre picie przez cały dzień i gorące słońce tak go wykończyły, że nie mógł wytrzymać