Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Jeden z nich,
wyróżniający się szczególnie dużym nosem, zbliżył się w drobnych
podskokach do Pana Kleksa, pochylił się nisko i zwyczajem patentońskim
pocałował go w ucho. Była to oznaka wielkiej czci, na którą pan Kleks
odpowiedział w podobny sposób, ale musiał przy tym podskoczyć wysoko w
górę, gdyż Patentończyk przewyższał go wzrostem o dobre cztery głowy.
Powitanie z pozostałymi Bajdotami było mniej ceremonialne i ograniczało
się do wzajemnego pociągania za uszy. Pietrkowi ogromnie podobał się ten
zwyczaj, gdyż po raz pierwszy w życiu mógł targać za uszy innych, tak
jak to z nim dotychczas robili marynarze, bynajmniej nie po to, aby mu
pokazać szacunek.
Po zakończeniu powitań, podczas których zgromadzony tłum odegrał na
nosach Marsza Wynalazców, Patentończyk przyłoźył do ust siatkę ze
szklanego drutu, wielkości kieszonkowego zegarka, i rozpoczął
przemówienie. Siatka ta stanowiła niezwykły wynalazek. Przetwarzała ona
mowę patentońską na każdy inny język, stosownie do nastawienia
znajdującej się w środku wskazówki. W ten sposób przemówienie wygłoszone
po patentońsku Bajdoci usłyszeli w języku bajdockim.
- Dostojny gościu! - powiedział mówca zwracając się do pana Kleksa. -
Dzielni podróżnicy! Na wstępie pragnę nadmienić, że piastuję w
Patentonii godność Arcymechanika, która u nas odpowiada godności
Wielkiego Bajarza w waszym kraju. Przed trzema laty, gdy Urząd Patentowy
stwierdził, że dokonałem największej ilości wynalazków, przejąłem władzę
z rąk mojego poprzednika, Patentoniusza XXVIII, i sprawuję rządy pod
przybranym imieniem Patentonisza XXIX. Gdy któryś z moich ziomków
prześcignie mnie w ilości wynalazków, jemu przekażę władzę jako memu
następcy. Takie prawo panuje w naszym kraju.
Po tych słowach zebrani na placu Patentończycy zawołali chórem:
- Ella mella Patentoniusz adarella! - co miało oznaczać po patentońsku:
"Niech żyje Patentoniusz XXIX!"
Mówca zaś ciągnął dalej:
- Dumny jestem, że mogę powitać w naszym kraju uczonego tej miary, co
pan Ambroży Kleks, któremu mam do zawdzięczenia pomysły wielu naszych
wynalazków. Pomysły te nie mogły być wprowadzone w życie w ojczyźnie
pana Kleksa wskutek braku odpowiednich materiałów i urządzeń
technicznych, ale ich opisy i plany, świadczące o geniuszu tego
uczonego, dotarły do nas i pozwoliły nam zrealizować wiele doniosłych
wynalazków ku pożytkowi naszego kraju.
W tym miejscu Arcymechanik skłonił się nisko, jeszcze raz ucałował pana
Kleksa w ucho i mówił dalej:
- Pozwól, dostojny gościu, że wymienię tu wynalazki, które tobie mamy do
zawdzięczenia. A więc na pierwszym miejscu - pompka powiększająca.
Dzięki niej mogliśmy powiększyć nasz wzrost naturalny o jedną trzecią.
Wynalazek ten chciałbym tu zademonstrować.
Mówiąc to Patentończyk wyjął z kieszeni peleryny pompkę przypominającą
zwykłą oliwiarkę, przyłożył jej koniec do ucha pana Kleksa i
kilkakrotnie nacisnął denko. W tej samej chwili pan Kleks zaczął rosnąć
na oczach wszystkich i po upływie kilku sekund dorównywał już wzrostem
Patentończykom. Było to naprawdę zdumiewające. Bajdoci spoglądali z
zazdrością na pana Kleksa, który stał się niemal wielkoludem. Otoczyli
zaraz Arcymechanika i nadstawiali natrętnie uszy, domagając się na migi
tego samego zabiegu. Tylko ślepy sternik stał na uboczu, bo nie bardzo
wiedział o co chodzi.
Arcymechanik zorientował się, że sternik jest ślepy, i zręcznym ruchem
ponad głowami marynarzy włożył mu na nos binokle o pryzmatycznych,
opalizujących szkłach. Trudno opisać radość sternika, który nagle zaczął
widzieć i z najwyższym podziwem rozglądał się dokoła. Jeszcze większe
zdumienie go ogarnęło, gdy Patentończyk przyłożył mu do ucha pompkę i
dokonał operacji powiększającej. Szczęście jego nie miało wprost granic.
Natomiast pozostałych Bajdotów Arcymechanik łagodnie, lecz stanowczo
odsunął ręką, po czym znowu podniósł siatkę do ust i kontynuował
przerwane przemówienie:
- Następnym wynalazkiem opartym na pomyśle pana Kleksa jest kluczyk
otwierający wszystkie zamki, dalej pudełko do przechowywania płomyków
świec, samogrające mosty, automaty przeciwkatarowe i wiele, wiele
innych. Nie mogliśmy tylko zmontować wytwórni pigułek na porost włosów,
gdyż nie posiadamy odpowiednich witaminowych barwników. Nasz przemysł
chemiczny nie nadąża, niestety za rozwojem techniki, ta zaś nie posiada
już dla nas żadnych tajemnic.
- Pigułki na porost włosów? Ależ proszę bardzo! - zawołał pan Kleks i
wyciągnął z kieszeni srebrne puzderko, z którym nigdy się nie rozstawał.
- Proszę bardzo! Mam ich duży zapas.
Mówiąc to, otworzył puzderko i poczęstował pigułkami najbliżej stojących
Patentończyków. Po chwili puzderko było puste. Tym zaś, którzy zdążyli
skorzystać z poczęstunku pana Kleksa, od razu posypały się spod kapturów
bujne kędziory. Następnie kapela odegrała na nosach kantatę skomponowaną
na cześć pana Kleksa