Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Podczas gdy on zajmował się domowymi sprawami, ja wyruszyłem w
poszukiwaniu wody i ubrań. Po drodze spotkałem kilku znajomych z czasów pobytu z Blaise’em w
Karesh, którzy, choć na pewno słyszeli o moim napadzie szału w noc śmierci Gordaina, raczej się
mnie nie obawiali. Byli ostrożni, owszem, zwłaszcza w stosunku do mojego towarzysza. Nie pytali
o niego bezpośrednio, owijali w bawełnę. „Przyprowadziłeś ze sobą przyjaciela, co? Basrańczyka,
jak powiadają… Słyszałem, że pod Andassarem była niezła walka. Twój przyjaciel umie się
posługiwać mieczem… Brakowało nam twoich ćwiczeń szermierki, Seyonne. Zostaniesz z nami
wystarczająco długo, by znów je zacząć? A może twój towarzysz ma jakiś pomysł?”.
Podziękowałem im za pomoc, a w drogę powrotną zabrałem naręcze spodni, koszul, nogawic,
ręczników i płaszczy, kubki, dwa koce, dzban na wodę, osełkę i buty, które uznałem za
odpowiednie dla Aleksandra. W odpowiedzi na ich pytania odparłem jedynie, że znam mojego
przyjaciela od dawna, że odzyskuje siły po poważnej ranie i zostaniemy przynajmniej przez kilka
dni, by wydobrzał do końca. Z wszystkimi innymi wątpliwościami odesłałem ich do Blaise’a.
Gdy ruszyłem w stronę oliwnego zagajnika, na ścieżce za mną zabrzmiały lekkie kroki.
— Mistrzu Seyonne, to naprawdę ty?
Wyjrzałem znad sterty ubrań, spoczywającej niepewnie na dzbanie na wodę, i ujrzałem parę
niebieskich oczu pod blond czupryną. Żadnej ostrożności. Żadnego strachu ani dystansu.
— Mattei! Na święte gwiazdy, dorównałeś mi wzrostem.
— Cafazz powiedział mi, że wróciłeś. — Chłopak chwycił dzban i położył go sobie na ramieniu.
— Uczę się teraz szermierki. Brałem już udział w trzech wypadach… więcej w tym skradania się
niż walki, ale już niedługo. Teraz będziesz mógł mnie uczyć.
Powitanie kuvaiskiego młodzika sprawiło mi ogromną przyjemność. Poza Blaise’em i Farrolem,
Mattei był jedynym z banitów, którego nazwałbym swoim przyjacielem.
Pięć lat wcześniej baron Derzhi postanowił skierować wodę ze studni w wiosce Matteia do swojej
kuvaiskiej posiadłości, by tam wybudować staw. Ponieważ rodzice chłopca ważyli się
zakwestionować rozkaz, który pozbawiłby wody pola i zwierzęta wieśniaków, zostali związani i
spaleni żywcem we własnym domu. Blaise sprowadził oddział, by
powstrzymać egzekucję, ale przybył za późno. Znalazł jednak dziesięcioletniego chłopca ukrytego
w kącie piwnicy na warzywa, gdzie musiał słuchać krzyków umierających rodziców. Przez
następne cztery lata chłopiec nie odezwał się ani słowem.
Kiedy przybyłem do nich do Karesh, Blaise poprosił mnie, bym zaczął uczyć Matteia sztuki walki.
Wierzył, że jeśli chłopiec nauczy się bronić siebie i innych, pomoże to uleczyć straszliwą ranę,
która kazała mu milczeć. Pełen smutku, poczucia winy i chory na duszy po swej podróży
objawienia, sam z trudem zmuszałem się do mówienia, ale zgodziłem się i zacząłem wtajemniczać
Matteia w podstawy walki wręcz. Chłopak był szybki, silny i zajadły, choć w czasie starcia jego
oczy błyszczały cierpieniem.
Pewnego wieczora po kilku tygodniach ćwiczeń opowiedziałem Mat—teiowi o Kyorze, chłopcu w
jego wieku, który zginął, wypełniając mój rozkaz, by doprowadzić Blaise’a do bramy Dasiet
Homol. Wyznałem, że obwiniałem się o tę śmierć, choć to nie moja ręka trzymała nóż, który go
zabił. Ale powiedziałem też, że chociaż było to bardzo trudne, zaczynałem pojmować, iż dałem
Kyorowi obowiązek i cel, i nie powinienem żałować jego odejścia. Kyor uratował rozum Blaise’a
— całe dobro, którego dokonał i jeszcze dokona Blaise, było darem Kyora dla świata. Może,
rzekłem, rodzice Matteia zmarli, nie obwiniając chłopca za to, że ukrył się w piwnicy, ale ciesząc
się jego bezpieczeństwem i myślą o dobru, które kiedyś da światu.
Tej nocy ja i Mattei wyszliśmy na pustkowie i pokazałem mu, jak Ezzarianie budują krąg świętego
ognia. Wyjaśniłem, że czujemy się bliscy bogom, kiedy klęczymy wewnątrz, niczym Verdonne
uwięziona podczas długiego oblężenia między niebem a ziemią. Kiedy płomienie podniosły się
wysoko, modliłem się na głos o mądrość i siłę i prosiłem bogów, by pocieszyli Kyora i objawili mu
dobro, które przyniosła jego ofiara