Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Prawdziwa była stara zasada: im jest coś ciemniejsze, tym
głębsze. Dopóki więc widział pod sobą żółte przestrzenie, dopóty mógł je
omijać.
Stojąc na mostku nawigacyjnym, chłodzony północno-zachodnią bryzą i
ogrzewany wczesnym słońcem, Whip Darling czuł, że jest człowiekiem
szczęśliwym. Na moment zapomniał o braku pieniędzy, bo mógł pomarzyć o
wielkich bogactwach. Pozwalał sobie snuć fantazje o srebrnych monetach i
łańcuchach ze złota. Oczywiście, była to tylko gra wyobraźni, ale mogło to być
rzeczywistością. Wiadomo, że takie rzeczy już się zdarzały — skarb Tuckerów,
skarb Fisherów ze statku „Atocha”, miliardowy, szczęśliwy „łup” ze statku „The
Central America”. Któż może z całą pewnością powiedzieć, że to się już nie
powtórzy?
Poza tym złoto i srebro nie były jedynymi dobrami, czekającymi na odkrycie.
Istniały podobno nieznane, trudne do wyobrażenia zwierzęta, ukryte na dużych
głębokościach, które mogłyby zmienić naszą wiedzę o wszystkim — zaczynając
od biologii kończąc na teorii ewolucji, być receptą na każdą chorobę, od
artretyzmu do raka. Znalezienie jednego czy dwóch takich stworzeń nie wypełni
portfela Darlinga, ale podtrzymałoby go na duchu.
Spojrzenie Darlinga przesunęło się z białych plam piasku na szczeliny i
pęknięcia w rafie. Wzrokiem zawsze starał się odnaleźć szczątki statku, który —
jak wieść niosła — mógł pochodzić aż z czasów Jakuba Pierwszego.
Nikt nie wie, kiedy pierwszy statek znalazł zgubę u podnóży bermudzkiego
wulkanu, ale było to najpóźniej za czasów Elżbiety Pierwszej, istniały dowody,
że nieszczęśni Hiszpanie spędzili tu niezamierzone wakacje za czasów
królowej-dziewicy. Dużo czasu i trudu kosztowało załogę wyrycie napisu, który
jeszcze dzisiaj był czytelny: F.T.
Bermudy zawsze stanowiły pułapkę dla statków; i są nią nadal, mimo tych
wszystkich cudów techniki jak radar, loran czy nawigacja satelitarna. Wygasły
wulkan wystawał z morskiego dna jak pręt obdarzony elektromagnetycznymi
właściwościami. Elektroniczne i magnetyczne wskaźniki zacinały się i
zachowywały w okolicach Bermudów jak oszalałe. Kompasy kręciły się w tył i
w przód jak pijane, marynarz patrzący na loran, aby określić swoją pozycję,
mógł nagle stwierdzić, że jest w górach niedaleko Barcelony.
Kaprysy bermudzkiego wulkanu przyczyniły się do powstania legendy
Trójkąta Bermudzkiego. Umysł ludzki potrafi wyczarować wszystko — od
Atlantydy i UFO do żarłocznych potworów żyjących w jądrze Ziemi, wystarczy
mu trochę prawdy i dużo fantazji. Darling osobiście nie miał nic przeciwko
ludziom ulegającym tej niedorzeczności, ale uważał to za stratę czasu. Uważał,
że gdyby ludzkość poznała wszystkie rzeczywiście istniejące cuda, jej apetyt na
smoki zostałby zaspokojony. Siedemdziesiąt procent Ziemi pokrywa woda, a
dziewięćdziesiąt pięć procent z tych siedemdziesięciu nigdy przez nikogo nie
zostało zbadane. Zamiast tak uczynić, ludzie wydają miliardy dolarów na
przebadanie takich miejsc jak Mars czy Neptun, aż pewnego dnia dojdą do
wniosku, że wiedzą więcej o drugiej stronie Księżyca niż o trzech czwartych
własnego domu.
Nawet on, taki nikt w tym małym brudnym kącie, przez dwadzieścia pięć lat
zdążył zobaczyć na tyle dużo, by wiedzieć, że morze jest schronieniem dla tylu
różnych smoków. Starczyłoby ich do zapełnienia koszmarów sennych każdego
gatunku ludzkiego; rekiny o długości trzydziestu czterech stóp, żyjące w błocie,
kraby wielkości samochodów, żmijowaty węgorz pożerający wszystko, nawet
siebie samego, ryby łowiące inne ryby za pomocą malutkich lampek
zwisających im znad brwi i tak dalej.
Obecnie bermudzki szlak żeglugowy łapał w swe sidła co parę lat jedną lub
dwie ofiary. Był to zazwyczaj tankowiec z liberyjskim albo portugalskim
certyfikatem, własność spółki dentystów lub pedikiurzystów z tak dziwnych
miejsc jak Altoona, Pa, którego kapitan nie mówił po angielsku. Zazwyczaj
opuszczał powiedzmy Norfolk, ustalał kurs na Cieśninę Gibraltar i włączał
automatycznego pilota. Potem schodził pod pokład na herbatę albo ucinał sobie
drzemkę. Oczywiście nie zadawał sobie trudu, by zauważyć jakiś tam maleńki
punkcik na mapie sześćset mil na wschód od Karoliny Północnej. Parę dni
później w powietrzu rozchodzi się sygnał SOS.
Czasem, jeśli noc była spokojna, a Darling wyszedł tylnymi drzwiami i
spojrzał na północ albo na północny zachód — widział na horyzoncie światła
statku w tarapatach. Pierwszą jego myślą było przeważnie: — Boże, nie pozwól,
by wiózł ropę. Jeśli już jednak wieźli ropę, drugą myślą było: — Boże nie
pozwól, by się przedziurawił.
W przeszłości, bardzo dawno temu, rafy porywały tyle statków, że powstała
branża ludzi zarabiających na wypływaniu i ogałacaniu nieszczęśników.
Niektórym nie wystarczało czekanie; ci chcieli zapracować na swój sukces i
używali fałszywych świateł, by zwabić statki na rafy.
Darling uważał za wyjątkową ironię losu to, że sami marynarze stworzyli
bermudzki szlak żeglugowy, nawet go to bawiło. Mogli przecież omijać
Bermudy; sęk w tym, że trasy tej potrzebowali