Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
..
Bilety ulgowe ważne. Dla ubogich inteligentnych.
A inteligentna burżuazja niech gra w brydża.
— Nie masz w coo, wyjdź w karoo!
— A ja spod dużego palca.
Karakuliambro
Szanowny Panie Redaktorze!
Pozwólcie jedno słówko na temat:
KUTUROWY BOMBARDAMENT
SPOŁECZEŃSTWA
I (PARADOX!) TRAGICZNY IZOLAMENT
PISARZA
Włodzimierz Słobodnik pisze wiersze „Poufne", a dlaczego?
bo gdyby pisał „Jawne", to i tak ci dranie by go nie zrozumieli.
Toże samo jest z nazwami, tj. chciałem powiedzieć z wykrywaniem
nowych-o-których-nikomu-się-nie-śniło instrumentów.
O zmianie kalendarza oczywiście ani słowa. Bo jeszcze
za monarchii, kiedy pisywałem do „Odrodzenia" jako „Król
Herod", to zaproponowałem:
RUBRYKA NR 47
KALENDARZ BAŁWANA
NOWE NAZWY DNI TYGODNIA:
P o n i e d z i a ł e k — obłędnik
W t o r e k — niechętnik
Ś r o d a — nerwownik
C z w a r t e k — ewentualnik
P i ą t e k — sceptycznik
S o b o t a - zalajnik
N i e d z i e l a — skandalnik
o r a z
CENNIK INSTRUMENTÓW MUZYCZNYCH
DLA MELANCHOLIKÓW:
G r o b o f o n - 5 000 zł
T r u p o l a - 6 500 zł
T r u p o l a da G a m b a — 6 555 zł
K a s t a n i e t y s z p i t a l n e — 200 zł
S c h i z o l i n a - 7 200 zł
K o n t r a f a l k (4-osobowy) z pistonami — 10 800 zł
T r ą b y a r c h a n i e l s k i e — cena nie skalkulowana.
Transport w drodze. Prospekty z fotografiami wysyła na
żądanie
Król Herod
No i co z tego, Panie Redaktorze! Z nowych nazw tygodna
nikt się nie ucieszył, a instrumenty nie przyjęły się, mimo całą
angelologię napięcia kondenzacyi wysiłków.
A ja sobie marzyłem, że ot: przychodzi wieczór, ustawiamy,
znaczy się, nasz redakcyjny kontrafalk czteroosobowy z pistonami
i dalejże rąbać motety Leopolity albo „Psalmy" Mikołaja
Gomółki, czyli rzeczywiście, znaczy się, muzykę staropolską:
Marian Eile — pedał, Janka Myczek — naciskanie, Waldorff
— pizzicato, a ja na to jak na lato. Po chwili oczywiście
naturalnie można by zmianę i np. Strychalski na schizolinie,
a Sarapata z Brzeskim na kastanietach szpitalnych. I tanio
i śmiesznie. A już Platon w powieści „Na wzgórku" zastanawiał
się nad muzyką i instrumentami. I co z tego? Instrumenty moje
w redakcji zgubili, „Przekrój" psuje się i mój tragiczny izolament
wytwarza się. A może to przez rzymskie nazwy tych
instrumentów?
Wszystkie fałszywe drogi prowadzą do Rzymu.
Karakuliambro
Szanowny Panie Redaktorze!
W SPRAWIE SAMOLOTÓW DLA DZIECI
ORAZ UCIECZKI KAZIMIERZA BRANDYSA
Im bardziej, Panie Redaktorze, poznaję dorosłych, tym
bardziej zakochuję się w dzieciach. I czy, proszę Pana, nie
można by tym dzieciom zrobić prezentów, które by nareszcie
wychodziły poza szablon kapiszonów i hulajnóg? Można by.
Oto mój projekt: Całą szkołę powszechną, ale taką, która
odznaczała się największą pilnością w ciągu roku szkolnego,
wsadzamy do samolotu i wieziemy na Wybrzeże. Wyobraźcie
sobie, Redaktorze, ten radosny pisk? Te buzie przy szybkach
okienek? Te pokazujące paluszki? I tę dumę: LECIMY WŁASNYM
SAMOLOTEM, DOUGLAS Ll-2. Toć to będzie wielki czyn dla
małych dzieci, dzieci spracowanej Polski.
Zaś co do „ucieczki Kazimierza Brandysa do Szczecina", to
sprawa wygląda tak: Kazimierz Brandys twierdzi, że najwyższy
stopień narodowego wtajemniczenia to światopogląd morski.
Nie ma pisarza bez morza. A pasa morskiego nie zaludnimy
sloganami, tylko realnym człowiekiem i przodownikiem ludzi
— realnym pisarzem, czyli za pomocą realnych przeprowadzek.
Tego się nie da osiągnąć na drodze tzw. „dyskusji"
i wzajemnych podfajdywań się w „Klubie Pickwicka".
Brawo, Brandys!
Na zakończenie przypominam kilka spraw już przeze mnie
uprzednio poruszanych:
W SPRAWIE NIEBIESKICH POŃCZOCH
P o e t k a l i r y c z n a to taka pani, co pisze i pisze
wiersze, a nigdy nie ceruje pończoch.
E p i c k a — która lepiej cerowałaby, niż pisałaby.
P o e t k a d r a m a t y c z n a : pani z opadającymi pończochami,
którą publiczność wywołuje na premierze setki razy,
żeby się jakoś nareszcie rozerwać.
ZADANIE MATURALNE NA ROK 194$
Czy gdyby Juliusz Słowacki (jak niektórzy inni) stał całe
życie na głowie, mógłby Juliusz Słowacki, stojąc na głowie,
stanąć jednocześnie na świeczniku?.
Karakuliambro
Szanowny Panie Redaktorze!
Wierszomania szerzy się. Zastraszająco szerzy się — zaznaczam.
W Warszawie np., w restauracji „Pod Zaczarowanym
Koniem" (bilardy-gabinety-piwo), szatniarz, podając mi garderobę,
odrecytował bez zająknienia się:
Proszę pana, oto teczka,
Kapelusik i laseczka —
a do mojej żony:
A tu, niesłychana pani,
Pies i klatka z papugami —
i jednocześnie szatniarz-poeta przeprosił Ją za assonans. Pomijam,
oczywiście, mikrofakt, że piesek, nasz ukochany Lulu,
został zamieniony, a jedna papuga (Kulturcia) zginęła. Trudno.
Ale wracam, Panie Redaktorze, do tej restauracji „Pod Zaczarowanym
Koniem", czyli do wierszomanii. Na ścianach
tego gastronomicznego zakładu jest pełno napisów w rodzaju:
Każ sobie gęś podać na taczy,*
Apetyt ci wszystko przebaczy —
*zamiast „tacy". Licentia poetica. Karakuliambro.
albo:
Za dobroć pieczywa ręczę,
Lecz dla dobra ogółu
Proszę nie brać w ręczę!
Ob. Zecera proszę tu o niepoprawianie „ręczs" na „ręce",
bo obywatel-poeta-restaurator wykonał tzw. pełny rym. Co do
ko-, Panie Redaktorze, tletów, to oczywiście naturalnie jedliśmy
kotlety, a kelner z kotletami podał nam je ze słowami:
Kotleciki jak laleczka,
Każdy jeden osiem deczka!
a potem był kompot i wszyscy kelnerzy wybuchnęli chórem:
Gaudeamus igitur,
Nawet gdy w kompocie szczur!
i niestety, Panie Redaktorze, z powodu szczura awantura. Facet
w binoklach poczuł się znieważony jako literat i usiłował bić
korektami swojej powieści gościa, który twierdził, że jest
bokserem i że tylko boks. Inny pan rzucił się na pewną panią
z okrzykiem „zaludniać!" i popełnił szereg błędów. Naftową
lampę urwali. Łysego w związku z okupacją saksofonem bili.
I wreszcie nam rachunek podali, naturalnie wierszem:
Wątróbka - oczywista
Kalafiory — trzysta
Maskaryle — w cieście
Lampa - 1200
Psychologia — gratis
Redaktorze, zapłatis? Ja bardzo proszą. Jam jest bez grosza