Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.

Kiedy skończyła, Ross obrócił pokrętło i wlepił wzrok w wyświetlacz. Pokazane symbole niosły zrozumiałą dla niego treść. Mógł łatwo przetłumaczyć, co przed chwilą nagrała. Na razie aparat działał bez zarzutu. Teraz położył go przed Lokethem i polecił speszonemu Hawaikańczykowi, wziąć od Karary mikrofon. Sprawdzonym już sposobem, za pośrednictwem delfinów, przekazał dokładne wskazówki. Czy urządzenie zda egzamin z tłumaczenia gwiezdnych języków, podobnie jak zdało go w przekładaniu mowy z czasów współczesnych i przeszłych jego rodzinnej planety? Loketh zaczął przemawiać do mikrofonu. Najpierw odzywał się bojaźliwie, wydając szybkie, bełkotliwe dźwięki, ale skoro nie nastąpiła żadna przerażająca reakcja, zaczął mówić wolniej i z większą pewnością siebie. Na wyświetlaczu zabłysły linie symboli, z których część była zrozumiała. - Zapytaj go, czy można wejść niezauważenie do zamku, aby zobaczyć jeńców - zaproponowała Karara. - Jaki powód mam podać? - Ross był pewien, że prawidłowo odczytał symbole. - Powiedz mu, że wśród nich może być jeden z naszych przyjaciół. Tym razem Loketh zwlekał z odpowiedzią. Popatrzył przenikliwie najpierw na Rossa, później na Kararę, a na koniec znów na Rossa. - Jest jedna droga... odkryta przez nieprzydatnego - powiedział wreszcie. Ross nie zwrócił uwagi na dziwne słowo, jakim określił się Loketh. Przeszedł do ważniejszej kwestii. - Czy on zechce wskazać mi tę drogę? Znowu nastąpiła długa chwila zastanowienia, zanim nadeszła odpowiedź. Ross na głos odczytał symbole: - Jeśli starczy wam odwagi, poprowadzę. 7. MIĘSO CZAROWNIC Ross wiedział, że prawdopodobnie naraża ich wszystkich na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Ale jeśli wtrącono Ashe'a do kamiennych lochów pod wznoszącą się nad nimi skałą, należało podjąć ryzyko i zaufać Lokethowi. Ross ryzykował własną głową, ale nie musiał pakować Karary w kłopoty. Mając do dyspozycji delfiny i resztki racji żywnościowych, miała duże szansę, by ukryć się tutaj przed niebezpieczeństwem. - Na co niby miałabym czekać? - zapytała spokojnie dziewczyna, kiedy już Ross przedstawił jej swoje ustalenia. Ross zamilkł. Rzeczywiście, pytanie Karary nie było pozbawione sensu. Skoro brama została zniszczona, Ziemianie byli skazani na życie w obecnym czasie, podobnie jak kiedyś sami skazali się na Hawaikę, wstępując na rodzinnej planecie na pokład kosmicznego statku. Nie dało się uciec z przeszłości, którą teraz musieli traktować jako swoją teraźniejszość. - Foanna - ciągnęła Karara - Łowcy Wraków oraz ludzie morza, wszyscy ze sobą wojują. Jeśli przystąpimy do jednej ze stron, włączymy się w ich waśnie. Taua trącał nosem półkę za dziewczyną i piskiem domagał się uwagi. Karara odwróciła głowę w stronę Loketha. Patrzyła na niego badawczo. Potem zaczęła tłumaczyć. - On chce wiedzieć - wskazała na Hawaikańczyka - czy mu ufasz. Pragnie ci też powiedzieć, że odkąd Mroczni postanowili go upośledzić skręconą nogą, nie należy do tych z zamku. W ich oczach jest uszkodzoną, nieużyteczną rzeczą. Coś mi się wydaje, Ross, że, jego zdaniem, dysponujemy mocą tak samo jak Foanna. On myśli, że jesteśmy istotami nadprzyrodzonymi. Nie zabiliśmy go od razu, a nawet nakarmiliśmy, więc uważa się za naszego sojusznika. - Rytuał chleba i soli... Można i tak. - Chociaż dopasowywanie ziemskich obyczajów do obcych tradycji nie miało większego sensu, Ross pomyślał o tym starożytnym przymierzu, jakie zawierano w jego rodzinnym świecie. Skosztuj czyjegoś jedzenia, a zostaniesz jego przyjacielem, a przynajmniej ogłosicie zawieszenie broni. Ściśle przestrzegane zakazy i kodeksy postępowania wyróżniały na Ziemi poszczególne narody, a zwłaszcza kasty wojowników. Tutaj sytuacja mogła wyglądać podobnie. - Zapytaj go - zwrócił się do Karary - jakie reguły związane zjedzeniem i piciem stosują tutaj wobec wrogów i przyjaciół. - Znajomość podobnych zwyczajów pozwoli zapewnić im lepszą ochronę. Kiedy już przetłumaczono pytanie, Loketh przemówił do mikrofonu analizatora powoli, z przerwami, jakby chciał mieć pewność, że Ross zrozumie każde słowo. - Kto daje chleb człowiekowi pojmanemu w walce, ten czyni sobie z niego sługę. Nie niewolnika do pracy, ale wojownika gotowego dobyć miecza na skinienie ręki. Kiedy przyjąłem wasz chleb, uznałem was za swoich prawowitych panów. Pomiędzy takimi nie dochodzi do zdrady, jak bowiem sługa może zdradzić pana? Ja, Loketh, jestem teraz mieczem w waszych rękach, człowiekiem na waszych usługach. Dla mnie to podwójna korzyść, bo jako osoba bezużyteczna nie miałem nigdy swojego pana, nikomu nie przysięgałem. Zresztą czy w obliczu Morskiej Panny i jej dworzan, którzy słyszą myśli, człowiek może używać fałszywego języka, chociażby zadawał się z Cieniem i przywdział Płaszcz Zła? - Ma rację - dodała Karara. - Jego umysł jest otwarty. Nawet gdyby chciał, nie zdołałby ukryć myśli przed Tauą i Tino-rau. - W porządku, zgadzam się. - Ross rozejrzał się po półce. Na drugim jej końcu złożyli stos pojemników. Powiedział Kararze, że powinna stąd odejść. - Ale dokąd mam iść? - zapytała łagodnie. - Ludzie z zamku ciągle przeszukają szczątki okrętów. Wątpię, czy ktoś wie o tej jaskini. Ross wskazał głową na Loketha. - Ale on wiedział, prawda? Nie chciałbym, żebyś tu wpadła w pułapkę. No i nie chciałbym stracić zapasów. Zawartość tych pojemników może nam wszystkim uratować życie. - Równie dobrze możemy je zatopić przy ścianie, obciążając sieć. A później, jeśli trzeba się będzie stąd zabierać, wystarczy je wyciągnąć. Spokojna głowa, to moja działka. - Uśmiechnęła się do niego szelmowsko. Ross dał za wygraną. Dziewczyna miała rację. Czuwanie nad zespołem delfinów i wszystko, co dotyczyło morza, rzeczywiście należało do jej kompetencji

Tematy

  • ZgĹ‚Ä™bianie indiaĹ„skiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego gĹ‚owa.
  • Jednak ze względu na wskazane wyżej zjawisko modyfikacji znaczeń słów w zależności od tego, kto tych słów używa i wobec kogo są wygłaszane, należy zapamiętać, iż poza...
  • Bączyńskiego, angelologa, projekt areny: Marian Eile; i siup na arenę, a afisz: DZIŚ KLAUN ILDEFONS, a spod maski, spod rudej peruki, na tych szarych, bolesnych,...
  • Można więc wyobrazić sobie, że wędrowanie pośród wiosek indyjskich miałoby wiele z tych cech w przeciwieństwie do o wiele bardziej przypominających przestrzeń-enklawę...
  • Zło okazuje się pragmatycznie bardziej skuteczne od dobra, skoro w tej dyslokacji sił dobro musi przeczyć sobie, by powstrzymać zło, czyli nie ma w tych rozgrywkach...
  • A skd|e to si bierze? Gdy nauczyciel mówi o rzeczach bBahych, wprost pospolitych, powiedzmy nawet szorstko: tych ze [mietnika, pojtny uczeD sBucha najgorliwiej, wie, |e wówczas co[ zaczyna si, rodz si same z siebie sBowa mBode jak nowe dzieci
  • I wobec tych potęg czuł się taki mały i zagubiony: zdało mu się, że najlepsze, co może teraz zrobić, to zaszyć się gdzieś, gdzie go nikt nie odnajdzie i modlić się o szybki koniec...
  • Tych, którzy kształtowali nie tyle może poglądy, ile emocje i „pewniki" dotyczące doświadczanego przez nich świata tradycyjną drogą przekazu ustnego, perswazji...
  • Nawet teraz nie rzucili papierosów, a byli i tacy, którzy w tych ostatnich minutach wydarzenia jeszcze chcieli uspokoić się nikotyną, szukali po kieszeniach zapałek i...
  • Byłem zdania, że można będzie w nich w miarę spokojnie jechać, a także na siedząco się przespać, bo przecież nikt chyba do tych budek nie zagląda...
  • Głowa Kasandry nie istnieje! To jest produkt chorej wyobraźni tych z lasów i chyba ptaków, bo nie wiem, kto inny mógłby roznieść tę legendę po wszystkich kontynentach w...