Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Witkiewicza można by nazwać polskim Celme'em, polskim Sartre'em— gdyby nie to, że wyprzedzał o wiele lat jednego i drugiego. To właśnie Celine'a można by nazwać przedwojennym, a Sartre'a powojennym francuskim Witkiewiczem. Nadto górował niewątpliwie nad obydwoma szerokością amplitudy artystycznej — ową właśnie typu dekadenckiego „renesansowcścią" swej natury twórczej. Ale poza tym w jego powieściach, podobnie jak w powieściach Celine'a i Sartre'a, „przesuwa się prawdziwy — mówiąc słowami Płomieńskiego — ogród zoologiczny niby drobnoustrojów ludzkich. Kłębowisko klinicznych, przeintelektualizowa-nych osobowości, chorych beznadziejnie na nihilizm umysłowy i moralny. Korowód mózgowy hipochondryków, seksualnych opętańców, wyszczekanych akrobatów sofistycznego wielosłowia, śmietnik buduarowego porub-stwa, słowem: psychoza bezpłodnego mózgu i zwyrodniałej płci..." Ludzie w powieściach tych pisarzy to nie ludzie, lecz bakcyle gnilne rozkładającego się społeczeństwa, przede wszystkim jego klas posiadających, przy czym autor sugeruje, że rozkład dotyczy także innych klas, jak inteligencji, chłopstwa i proletariatu, co razem tworzy świat absolutnie zdy-socjowanych mikrobów.
Takie powieści jak Pożegnanie jesieni i Nienasycenie Witkiewicza, jak Podróż do kresu nocy Celine'a, jak powojenne powieści i dramaty Sar-tre'a możliwe są tylko w okresie narastających żywiołowo kryzysów gospodarczych, a w następstwie ideologicznych i ustrojowych, kiedy klasa rządząca, mieszczaństwo, straciła wszelką wiarę w jakikolwiek ratunek, nawet w formie dyktatury faszystowskiej, i stanęła oko w oko z zagadnieniem proletariatu, sięgającego coraz odważniej po władzę nad światem, kiedy burżuazja przekonała się, że zagadnienie komunizmu to nie tylko lokalne zagadnienie rosyjskie, lecz. przede wszystkim międzynarodowe.
Taki też charakter noszą wszelkie zagadnienia poruszane przez boha-
150
terów powieści Witkiewicza — sami zaś ci bohaterowie to kosmopolici, luźno związani z ziemią, na której żyją, i z charakterem narodowym kultury, o której rozprawiają podkreślając zawsze jej aspekty ogólne, nad-narodowe, kosmopolityczne. Wiemy, że taka postawa bohaterów powieści Witkiewicza jest postawą jego własną, ponieważ powieść dla niego to rodzaj seansu spirytystycznego, w którym wywołane przez niego duchy •wypowiadają nie siebie, lecz, autora. Z tego powodu, niestety, nie da się uniknąć przy analizie powieści Witkiewicza • „babrania się w autorze d propos jego utworu", o czym mówi on w punkcie siódmym swej przedmowy do Pożegnania jesieni. Mimo że, według niego, jest to „nie-dyskretne, niestosowne, niedżentelmeńskie", to jednak jest niezbędne do zupełnego wyświetlenia prawdy. Chodzi przecież o dowód, że powieści Witkiewicza są zamaskowanym pamiętnikiem osobistym i rozłożonym na głosy i czyny bohaterów powieściowych wykładem jego filozofii. Rzuca się wprost w oczy analogia między stosunkiem Atanazego Bazakbala do swej narzeczonej, która potem jako jego żona popełnia samobójstwo, a tym, co o stosunku Witkiewicza do swej narzeczonej w roku 1914 w Zakopanem wspominają Jarosław Iwaszkiewicz (Spotkanie z Szymanow-skim — 1947, s. 118) i Jerzy Mieczysław Rytard (Wspomnienie o Karolu Szymanowskim — 1947, s. 55). Sam zresztą daje powód do robienia tego rodzaju analogii przez wkładanie żywcem całych partii swych rozpraw filozoficznych, szkiców estetycznych i ekskursji publicystycznych w usta swoich postaci powieściowych. Wypieranie się przez Witkiewicza tych niewątpliwych analogii ze swymi bohaterami, a raczej — jak to już powiedzieliśmy — sobowtórami, jest zwykłą perfidią, a co najmniej jeszcze jedną z licznych jego mistyfikacji. Ten sam charakter nosi wypieranie się przez niego zarzutu, jakoby powieść jego była pornograficzna. Wit-kiewicz powiada w przedmowie, że „można się czasem nie krępować, o ile to opłaca się w innym wymiarze". W jakim — zapytujemy — jeżeli żaden wymiar w jego powieści nie jest wymiarem serio? Również odpieranie z góry zarzutu „niepoważnego stosunku do kwestii religijnych" nosi ten sam przewrotny charakter, skoro z religii czyni autor sublimację nienasycenia erotycznego. Trudno się oprzeć wrażeniu, że niektóre zdania bohaterów jego powieści są własną autokrytyką, jak np. zdanie Atanazego z Pożegnania jesieni: „Nadmiar takich pseudohamletów jak ja jest dowodem, że ta mdło-demokratyczna sfera, do której należą, jest na wymarciu. Zdemokratyzowanie hamletyzmu. Ale czy ten typ życiowy był w ogóle kiedykolwiek wartością?"
Idee klas wstępujących na arenę historyczną są skupiające, zaś idee klas schodzących z areny historycznej są rozkładające — stąd hamletyzm jednostek te idee reprezentujących. Autor, który obiera sobie podobny temat dla swej powieści, staje przed alternatywą: albo pokazać, jakie
251
Konrad Winkler
jest wyjście z podobnej sytuacji, albo udowodnić, że żadnego wyjścia nie ma. Tak właśnie robi Witkiewicz. Dowodzi, że świat jest zły i niemożliwy, ale czy przeciwstawia mu inny? Owszem, ale jeszcze gorszy, bo zniwelowany, czyli absolutnie demokratyczny, a on — jak wiadomo' — jest przysięgłym antydemokratą. W imię czego? W imię prawdziwej według niego, realnej wiedzy o nim. Ale czy realnej?
Łódź, 1949 r.
TWÓRCZOŚĆ PLASTYCZNA STANISŁAWA IGNACEGO WITKIEWICZA
W pierwszych dziesiątkach lat naszego stulecia wiele okoliczności na to się złożyło, że obok filozofii i literatury, także nowoczesnej plastyce przypadła patetyczna rola Kasandry wieszczącej zagładę dziewiętnastowiecznej kulturze mieszczańskiej. Kubizm, ekspresjonizm, futuryzm, dadaizm i jego płód osobliwy — nadrealizm, u nas zaś formizm tudzież dziesiątki innych „izmów" w sztuce formalistycznej — bez względu na to, czy wywodziły się z kontemplacyjnej troski Cezanne'a o styl i konstrukcję, czy też z przygód duchowych Picassa, czy wreszcie z nihili-stycznej ortodoksji plastycznej Tatlina i Malewicza — wszystkie owe kierunki głosiły kult nowości, uprawnienie eksperymentu, niewiarę w rzeczywisty wygląd świata — zwiastując jeszcze coś, co w historycznym rozwoju międzynarodowych stosunków przyniosło w końcu katastrofę dwóch wojen światowych, zniszczenie tysięcy miast i zagładę w łącznej sumie czterdziestu milionów istnień ludzkich