Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
często i jedne i drugie żale
są uzasadnione. Rubinstein był podejrzliwy w stosunku do większości lu-
dzi, od których zależał - menedżerów i agentów, przedstawicieli wytwórni
fortepianów i stroicieli, sekretarzy i służących - czasami zupełnie słusznie.
W stosunkach z prawie wszystkimi menedżerami i agentami, od Bartha (któ-
ry organizował mu najwcześniejsze koncerty) do Astruca, od Eisenbacha do
Quesady i tak dalej i dalej przez lata, bywały częste momenty napięcia i wię-
cej niż kilka czasowych lub trwałych rozstań. Fakt, że jego stosunki zawo-
dowe i serdeczna osobista przyjaźń z Quesadą, a później z jego synami
trwały przez sześćdziesiąt lat, dobrze świadczy o tej rodzinie, sam Rubin-
stein także bardzo skorzystał na tym, że w hiszpańsko- i portugalskojęzycz-
nych krajach reprezentowała go jedna agencja.
Nadzwyczaj gorące przywitanie zgotowane mu w Montevideo sprawi-
ło, że Rubinstein powrócił tam, tak jak obiecał, a recitale, które dał w Tea-
tro Urquiza 8 i 12 sierpnia 1917 roku potwierdziły jego sukces. "W takich
okolicznościach jak wczorajsze - pisze "Enne" po drugim recitalu - nie moż-
na mówić o wykonawcy dzieł Chopina i Albeniza: trzeba uznać go za
współtwórcę, który tchnął życie w nieśmiertelne dzieła". Po gran concier-
to extraordinario w Odeonie w Buenos Aires 17 sierpnia 1917 roku Rubin-
stein udał się w długą i męczącą podróż pociągiem do Chile, gdzie w cią-
gu czterech tygodni wystąpił nie tylko z zaplanowanymi, ale także z kilko-
ma dodatkowymi koncertami w Santiago. Okładka programu ultimo concier-
to extraordinario, który rozpoczął się jak zwykle o 16.30 13 września (w czwar-
tek) 1917 roku, zawierała notatkę: "Artysta wybrał tę godzinę, aby móc po-
wrócić do Buenos Aires pociągiem o 19.30". I znów w stolicy wystąpił z do-
brze płatnymi recitalami dla takich prywatnych organizacji jak Sociedad Wa-
gneriana, Sociedad Hebraica i ekskluzywnego Jockey Club niezależnie od
i tak już bardzo przeładowanego harmonogramu publicznych conciertos extra-
ordinarios; sam tylko występ w Jockey Club przyniósł zaskakująco wysokie
honorarium 20 000 pesos (10 000 dolarów). W połowie września powrócił
do Montevideo na występy w Teatro Solis; ostatni z nich miał być "poże-
gnalny', ale 1 października 1917 roku Rubinstein ponownie zawitał do sto-
licy Urugwaju grając znowu i "ani na chwilę nie okazując fizycznego zmę-
czenia czy słabości, pomimo [...] ośmiu bisów - donosi "el Dia". - Nie ma-
my dość miejsca, aby opisać uczucia, jakich doświadczyliśmy wczoraj wie-
czorem. [...] Entuzjazm wyrażany przez publiczność w ciągu całego wieczo-
ru osiągnął nadzwyczajne natężenie, wielkiemu polskiemu artyście zgoto-
wano tak wielką owację, jakiej nie słyszeli u nas dotąd nawet najsławniejsi
wykonawcy. I publiczność nie przesadziła tym razem, ponieważ Rubinstein
zasługuje na największy aplauz".
W połowie października Rubinstein dał dwa koncerty z sześćdziesięcio-
osobową orkiestrą pod batutą Drangoscha w Teatro de la Opera w Buenos
Aires: trzynastego grał IV Koncert Beethovena i 1 Koncert Czajkowskiego, sie-
demnastego zaś II Koncert Brahmsa i także II saint-Saensa oraz Les Djians
Francka. Następnie wrócił do Montevideo, gdzie w Teatro Solis 26 październi-
ka 1917 roku razem z Niżyńskim znaleźli się na czołowych miejscach na afi-
szach zapowiadających absurdalnie źle zorganizowany koncert galowy, który
okazał się ostatnim publicznym występem dwudziestosiedmioletniego tance-
rza przez atakiem choroby psychicznej, która zmusiła go do odejścia ze sceny.
W Teatro La Lira 27, 28 i 30 października 1917 roku Rubinstein wystąpił z trze-
ma recitalami solowymi. Na ostatni z nich składał się olbrzymi program, za-
wierający Sonatę "Hammerklavier", Karnawał i szereg utworów, których nie za-
powiedział wcześniej, ale wybrał na miejscu - utwory Albeniza, Debussy'ego,
Skriabina, Liszta, Mendelssohna i Chopina