Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Kontakty z Rikchikchik stały się rzadsze. Fritti spędzał coraz więcej czasu skulony w swoim gniazdku z pnia drzewa, kryjąc się i odzyskując siły. Polowania były skąpe, oszczędzał więc energię, drzemiąc całymi godzinami, budząc się na krótko i z trudem odróżniając jawę od snu. Skulony w drzewie wypalonym przez piorun, z ogonem owiniętym dookoła nosa dla ciepła pozwalał swoim myślom swobodnie wędrować wśród tego, co niegdyś widział i robił. Przywoływał swych przyjaciół ze Ściany Zgromadzeń: Chudzielca, Chyżostopego, pełnego rezerwy Dostojnika i miłego Szorstkiego Pyska. Jacy będą zdumieni! Czasami myślał o Cichej Łapie, o jej pełnym wdzięku chodzie i miękkich liniach karku i głowy. Wyobrażał sobie, że ją odnalazł i zabrał z powrotem do domu, że słucha, pełna przerażenia i podziwu, kiedy opisuje jej swoje przygody. Ś Dla mnie? Ś powtarzałaby. Ś Wszystko to tylko po to, aby mnie odnaleźć? Potem wiatr zaświstał w pniu, burząc mu futro, i Łowca znalazł się z powrotem w Szczurzym Liściu. Pomyślał o tych, których zostawił, zostawił okrutnemu przeznaczeniu we wnętrzu góry. Myślę, że dlatego właśnie nazwano mnie Łowcą, pomyślał gorzko. Wszystko, czego dokonałem, to gonitwa za rzeczami najbliższymi Ś przypominam kocię, które chce złowić własny ogon, kręcąc się w kółko, i w końcu upada wyczerpane. 260 Pewnego dnia, niemal pół Oka od jego odnalezienia przez Rikchikchik, Fritti wracał do swego gniazda po długim popołudniu wypełnionym bezskutecznym polowaniem. Ze Szczurzego Liścia nie zniknęło wprawdzie całe życie, ale większość stworzeń, które tu zostały, ukryła się przed długą, mroźną zimą. Łowcę ogarnęło poczucie pustki i bezsensu. Zatrzymał się, aby naostrzyć pazury o korę sosny, wyładować nieco frustrację i zrzucić pokrywę białego, puszystego śniegu z gałęzi. Wtedy doznał nagłego objawienia. Jego pobyt w Szczurzym Liściu skończył się. Potężny, pusty las, cichy i okryty śniegiem, był tylko przystankiem, terenem neutralnym. Jak półsen, pomiędzy snem a jawą, nie był miejscem, w którym mógłby pozostać, zbierał tu tylko siły, aby wyruszyć Ś w jednym czy w drugim kierunku. Gdy tak stał, z wygiętym grzbietem i wąsami owiewanymi mroźnym wiatrem, przypomniał sobie,słowa jednego ze Starszych na Nadawaniu Imienia: „On pragnie złowić imię ogona, jeszcze zanim otrzyma imię twarzy". Oni się wtedy śmiali, a on dopiero teraz pojął, że mieli rację. Wyruszył nie po to, by odnaleźć Cichą Łapę, ale by zdobyć cokolwiek. To prawda, że bywał prowadzony, ale mógł wybierać Ś iść za tym czy nie. Teraz musi wybrać jedną lub drugą drogę. Może wracać tam, skąd przyszedł, pozostawiając wszystko Płoto-łazowi i innym, wygrają czy przegrają... a może dokończyć swoją podróż. Nie dlatego, by swoimi małymi łapami mógł zmienić cokolwiek, ale może dokończyć swą podróż. Jego przyjaciele byli w potrzasku, bez nadziei Ś pewnie ich nie uratuje, ale oni przyszli tam wraz z nim Ś należą wiec do siebie. Przez chwilę, tylko przez krótką chwilę, pomyślał, że rozumie teraz, co to znaczy usłyszeć w końcu swój wewnętrzny głos, znaleźć imię ogona. Sierść na jego grzbiecie zjeżyła się i zadrżał bezwiednie. Opuścił się z powrotem na łapy i wrócił do legowiska. Dopiero kiedy skulił się do snu, pojął, że naprawdę wraca do wnętrza góry.
Rozdział 25
Lwy wchodzą w krzewy głogu i znikają,
Chociaż dzień jeszcze nie minął.
Ruch słońca będzie znaczył niebo,
Kości będą znaczyć czas.
Josephine Jacobsen
O świcie Łowca zmierzał w kierunku Va'an, do skraju Szczurzego Liścia. Nie pożegnał się z Rikchikchik. Fritti czuł, że mimo honorowego długu, jaki spłacał za Snapa Lord Pop, nie powinien już dłużej wykorzystywać wiewiórek. One wkładały dość wysiłku w to, aby przetrwać. Los i niezwykły czas uczynił ich sprzymierzeńcami, ale Łowca wiedział przecież, że Rikchikchik i Lud to łup i myśliwy i nic tego nie zmieni. Miał tyko nadzieję, że to niezgodne z naturą przymierze utrzyma się na tyle długo, by jego wiadomość dotarła do Ludu w siedzibie Królowej. Posuwając się cicho wśród gęstego, zaśnieżonego zagajnika, myślał o Domu Pierwszych i czasie tam spędzonym Ś zmuszał się do tego, aby myśleć o czymkolwiek. Góra pojawi się przed nim już niedługo, nie było powodu, aby jego myśli znalazły się tam wcześniej. Pomiędzy rzednącymi szpalerami drzew i paproci, tuż przy skraju wielkiego lasu, Fritti usłyszał nad głową szelest skrzydeł. Przez chwilę zastanawiał się nad możliwością ukrycia się gdzieś, ale zanim zeskoczył z otwartej, białej przestrzeni, na której był doskonale widoczny, dwie czarne postacie sfrunęły w dół z przestworzy