Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
- Cóż zatem powie pan na to? - spytała i przytrzymując skraj popielatego szala przerzuconego przez ramię, uniosła go do twarzy.
Przez chwilę ukryta za miękką materią przypominała kobietę Wschodu, dumną beduinkę lub nałożnicę patriarchy. Powoli przesuwając zasłonę ku dołowi, odkryła czoło, brwi, uniosła przymknięte powieki i zobaczyłem, że jej oczy mają kształt migdałów i są szaroniebieskie ze złotymi plamkami.
Patrzyła wprost na mnie i zdawało mi się, że widzę w nich siłę
117
116
i stanowczość, o jakich ja mogę tylko marzyć, lecz jakie nigdy nie będą mi dane. Doznanie było tak wyraźne, że poczułem nieomal, jakby jakaś potężna ręka uniosła mnie w górę i postawiła obok siebie samego zgiętego w krześle, z twarzą ukrytą w ramionach rozpostartych na śliskim marmurze stołu. Trwało to sekundy, lecz było tak nasycone emocjami, że zdawało się nie mieć końca.
Dziewczyna nadal opuszczała zasłonę, ukazując policzki, nos, krótki, o ściętym czubku, i usta pełne, a jednak z wyrazem nieoczekiwanej surowości. Dół jej twarzy nie był już tak regularny jak zarys czoła, skroni i oczu, niepokoił, bo była w nim gorycz i cierpienie, jakby jeszcze nie przeżyte, lecz już przeczuwane. Zrozumiałem, co chciała mi pokazać - twarz dającą najpiękniejsze obietnice, których spełnienie stać się może gorzkim i cierpkim owocem.
Wszystko to działo się w milczeniu i komuś patrzącemu z boku mogłoby się zdawać, że ta śliczna młoda kobieta hipnotyzuje mężczyznę, który całkiem znieruchomiał pod wpływem jej magicznych gestów.
Sama panna Greta przerwała ciszę, wracając do poprzedniej rozmowy tak naturalnie, jak gdyby chciała mnie w ten sposób natychmiast odczarować. I rzeczywiście poczułem coś jak lekkie uderzenie w tył głowy, które przywróciło mi utraconą na moment równowagę.
- Cóż mogę powiedzieć, pani jest czarodziejką, panno Oreto -stwierdziłem, a ona uśmiechnęła się do mnie.
Rozmawialiśmy jeszcze, ale prawie nie pamiętam o czym, gdyż wciąż miałem przed oczami obraz młodej śmiałej kobiety i tę jej odwagę, z jaką, zdawało się, mówi, zbliżając usta do mojej twarzy: "Chodź ze mną, teraz, natychmiast! Zostaw wszystko i chodź!" Nie mogłem się opędzić od jej oczu i głosu, który wewnątrz mnie prosił, wabił i przywoływał. Nie mogłem od niej oderwać wzroku.
Niepostrzeżenie na twarz panny Grety nałożył się obraz Feli-ce, aby po chwili niczym maska przesunąć się leciutko w bok i wtedy spoza niej wyłoniło się znów oblicze Grety, i tak trwała
ta gra dwóch dziewczęcych twarzy, a ja zapatrzony, zagubiony traciłem poczucie, która z nich jest mi bliska i znana, a którą dopiero poznaję.
Ta dziewczyna o dwóch twarzach kusi mnie jako pewna całkiem obiecująca możliwość. Wyobrażam sobie, że surowa Felice zmienia się w uwodzicielską pannę G., i wzajemnie - osoba Grety -zwodnicza i nierealna - przybiera postać mojej aż nazbyt rzeczywistej i wymagającej Felicji.
Twój F.
Felicja do Grety
s rl; • Berlin, styczeń 1914
Kochana Greto,
więc jednak! Twoja misja się powiodła. Spotkałam się z Fran-zem, nasze stosunki znów zostały nawiązane, pisze do mnie jak dawniej. Będziemy szukać mieszkania w Pradze. Może nie będzie tak trudno, jak to się teraz wydaje.
Mimo wszystko jestem dobrej myśli. Chyba i on także jest wreszcie zdecydowany podjąć wyzwanie naszego wspólnego losu.
Tylko dzięki tobie jestem teraz spokojniejsza, a rzecz zmierza w pomyślnym kierunku.
Adieu, kochana
?'Greta do Franza
Wiedeń, luty 1914
Drogi Panie Doktorze,
Felicja pisała mi, jak bardzo się cieszy, że pojedzie do Pragi, aby spotkać się z panem. Wiem, że jej także sprawa mieszkania leży na sercu.
Wyobrażam sobie, że te poszukiwania są dla pana dość uciążliwe, i tak zabawnie pan o tym pisze, ale proszę pomyśleć, jaka to
118
119
będzie radość, gdy wreszcie trafi pan na to jedyne, w którym będziecie z Felicją naprawdę szczęśliwi.
Ja też znam trochę te kłopoty mieszkaniowe, które w Wiedniu wyglądaj ą podobnie jak w Pradze. Tu także w mieszkaniach za dziewięćset koron przy drzwiach wita gospodyni, której suknia pamięta zamierzchłe czasy, cisza, o której ta poczciwa niewiasta nas zapewnia, oznacza wielogodzinne bębnienie na pianinie w sąsiednim pokoju, trzaskanie garnkami i rozmowy prowadzone teatralnym szeptem, aby wreszcie nocą westchnienia, chrapanie i przewracanie się na drugi bok sąsiadów ostatecznie przekonały nas, że jedyne wyjście prowadzi przez okno cztery piętra w dół.
Na pociechę posyłam panu kwiaty i koszyk owoców, proszę się nimi posilić w tych trudnych i pięknych dniach. Teraz będzie pan miał Felicję blisko siebie, nie chcę wam przeszkadzać, a jednak proszę usilnie, aby pan wybadał jej uczucia wobec mnie. Ostatnio jej listy do mnie były jakieś chłodne, zresztą pisze rzadko. Mam wrażenie, jakby Felicja zmieniła się, jakby miała do mnie o coś skrywaną pretensję. Jestem na to bardzo wrażliwa, czasem w drobnych gestach, w brzmieniu słów, nawet w pośpiechu, z jakim ktoś stawia litery na papierze, dopatruję się czegoś wymierzonego we mnie. Czy pan zna to niemiłe uczucie?
Często podlegam silnym uczuciom niepokoju, nawet lęku, a zwłaszcza gdy coś mi dolega